10 sierpnia 2010

ŻAL

Żal mi tego samotnego krzyża. Poniewieranego i szarpanego.
Nie widzę zbitych desek, widzę zapomnienie.

Większe przywiązanie do symbolu, niż do wartości które reprezentuje, zaprzecza istocie symbolu, więc i samym wartościom.

Odpowiadanie agresją na agresję zwiększa poziom agresji.

Obśmiewanie umacnia stanowisko przeciwne.

Upór jest drogą donikąd.

Byłam wczoraj na koncercie w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Młody chłopak z Wrocławia stworzył coś, co zapada w pamięć. Skomponował i zmiksował muzykę, która towarzyszyła wypowiedziom Powstańców. Niezbyt często słyszanym, bo zabawnym z jednej strony, ale uderzającym w sam środek serca z drugiej. Pojawiały się obrazki.
Niewiele mówił używając bardzo wspólczesnego języka, co mogło stanowić zgrzyt, o ile takie miałoby być.
Poprosił o trzydzieści sekund ciszy na początku, dla oddania czci i pamięci Powstańcom.
Nikt nie zaszeleścił nawet...

Zakończył koncert prośbą: zróbcie dużo hałasu dla Tych, którzy walczyli o Wolność.
Piękny był ten hałas wybijany dłońmi ludzi.
Młodych.
Głównie.

Z trudem opanowałam łzy.

Pojawił się historia wędrówki dwojga pośród dopalających się kamienic warszawskich i pochylonych, skurczonych ludzkich sylwetek. Niewiele widać, tyle co rozbłyśnie w ożywającym ogniu umierających domów...
Idą, aż on kładzie dłoń na jej ramieniu i mówi: pamiętaj, że za to ja, ty i my wszyscy jesteśmy odpowiedzialni.

Pomyślałam, że Oni naprawdę czuli czym jest odpowiedzialność.

Kim jesteśmy dzisiaj?

Kim ja jestem?

Czy łatwo stanąć w Godzinie W i Ich wspomnieć?

Czy łatwo się roztkliwiać nad umarłym światem ludzi przenikniętych na wskroś wartościami, nad miastem żyjącym inaczej?

Może zbyt łatwo?

Może, ale to co widzę dzisiaj nie jest tym, czym jestem.

Wczoraj czułam się na miejscu pośród tłumku uczestniczącego w koncercie. Skupienie bez nadęcia, powaga nieprzesadzona, śmiech kiedy jest dla niego przestrzeń.


Nie pójdę pod Pałac Prezydencki nawet po to, żeby zdjęcia zrobić.
To nie jest moje środowisko.
Ani jedno, ani drugie, ani trzydzieste ósme. Bijcie się jak chcecie. Możecie po chrześcijańsku i z miłosierdziem, albo chuligańsko i bez miłosierdzia, albo jak tam sobie zechcecie.
Nakręcajcie się do woli, w modlitwie, we wrzasku, we wzajemnym opluwaniu.
Możecie chcieć takiego świata.
Ja nie chcę.

Wolę moją ciszę ze wszystkimi jej dźwiękami.

Wolę rytm mojego miasta sprzed lat.


"Na szczęście, myśmy powiedzmy próbowali, nawet w najbardziej tragicznych momentach powiedzmy, jakąś zachować taką pogodę ducha."