22 marca 2010

Codziennik Gretchen: 22 marca

dobre uczynki: mam urlop
złe uczynki: nie byłam zbyt miła dla Eksmena
nastrój: wzburzony niczym morze w sztorm
napęd: siła wodospadu
motywacja: słabiutka

***

Czy ja naprawdę muszę się CIĄGLE przekonywać, że mężczyźni są bez sensu jak motylek? To podobno kobiety są nieracjonalne, jedno mówią drugie robią, nie znają się na zegarku itede, co sprawia, że wierzyć im trzeba przy zachowaniu wszelkich warunków ostrożności.

Tymczasem wczoraj napisał Eksmen, że chce zabrać coś tam, bo mu potrzebne i coś tam, bo też. Pyta czy może między czwartą a piątą, grzecznie odpowiadam, że wolałabym między piątą a szóstą, z powodu panów od prądu, którzy przyjdą lecz nie wiadomo kiedy pójdą.
Ustalone. Będzie cyrklował. Wspaniale.

No to zaraz o piątej wyszłam z domu, z włosami świeżutko dotkniętymi przez panią Izę i włóczę się po Ochocie.
A to sobie bilet kupiłam do Poznania, a to buty, a to coś do jedzenia. Odwiedziłam wszystkie sklepy, włączając te, których zazwyczaj nie odwiedzam.
Nawet nie wróciłam o tej szóstej. Nie. Dałam jemu i sobie jeszcze czterdzieści malowniczych minut zapasu. I co?
Ledwie zdążyłam wejść skonstatowałam, że to, co miał zabrać tkwi nietknięte na swoim miejscu.
Trzy minuty później klucz w zamku.
Pobrał i poszedł. Chociaż tyle.

Ciekawe zjawisko, panowie od prądu mieli być między pierwszą, a drugą. Przyszli za dwadzieścia pierwsza. Nie szkodzi.
Cmokali i lamentowali, że licznik przeniesiony więc w ogóle nie wiadomo co teraz, bo pierwotnie był bliżej drzwi, teraz jest tu, czyli dalej od drzwi, poza tym być może trzeba będzie kuć.
Nie jest źle, a dobrze to wcale - powiedział jeden z nich i zabrali się do pracy.

Okazało się, że nic nie trzeba kuć, że jest wcale dobrze, że godzina i trochę, i ich nie ma. Jeszcze zamietli po sobie, swoją własną szczotką.

Po co zatem mężczyźni cokolwiek mówią? Nie wiem.
Po co się umawiają na godzinę, skoro i tak są wtedy, kiedy uznają za stosowne? O ileż łatwiej jest powiedzieć będę, kiedy będę.
Narobią szumu, nakręcą, postraszą i całe moje szczęście, że nie traktuję tego poważnie. A mogłabym.

Nie da się ukryć, że Eksmen to mnie jednak wkurzył zdrowo. Nie miałam zamiaru, ani ochoty się z nim widzieć. Czy to naprawdę tak trudno dotrzymać choćby tak prostej umowy? A jak się nie jest w stanie, to wysłać smsa, że ta godzina okazała się niemożliwa?

Pfffff...!

Moje nieszczęście dopełnia starannie wizja wstania jutro o piątej w nocy.
Los trudny osłodził telefon, w którym miły głos poinformował mnie o zaproszeniu do teatru i zapytał ten głos, czy chcę iść sama czy z kimś.
Sama! Z żadnym kimś. Jakim kimś? A może? Nie, sama.

Tydzień zaczął się od wydarzeń kulturalnych i na nich się zakończy, to bardzo miłe.

W sobotę, w ramach inauguracji tygodnia kultury poszłam z Bażantem na mecz. Trzy tygodnie się zastanawiałam czy bardziej się boję, czy jednak bardziej chcę. Stanowczo za długo więc w końcu zmęczona własnym jękoleniem podjęłam męską decyzję: idziemy!

Bażant informacje mogące mnie zniechęcić stopniował po mistrzowsku. Nie od razu powiedział, że będę musiała mieć Kartę Kibica Legii. Miłą niespodzianką była niższa, od zakładanej cena biletu, a jeszcze milszą spotkanie Jeży.
Tego nawet Bażant nie przewidział.

Umówiłyśmy się stosownie wcześniej, żebym ja tę kartę kibica prawda... W najśmielszych i najbardziej absurdalnych wyobrażeniach nie zakładałam, że coś takiego będzie moje.
Pani zrobiła mi zdjęcie, bardzo ładne - brzydsze mają tylko zwłoki o niezidentyfikowanej tożsamości.
Poszłyśmy się czegoś napić i zjeść. Porozmawiałyśmy o teoriach psychoanalitycznych, bo Bażant ma myślenie chwilami zadziwiająco zbieżne z Freudem Zygmuntem, a także o trudach studiowania i trudach życia w ogóle.

Nie mogę powiedzieć, że dumnie wkraczałam na stadion. Wkraczałam, to może i tak, ale raczej durnie i trwożliwie. Lazłam za Bażantem, który obiecał mnie bronić jakby co.

Okazało się, że to jest niesamowicie przyjemna sprawa taki mecz Legii. Wszystko widać lepiej niż w telewizorze, słychać też lepiej choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że co innego.

Postanowiłam pochwalić się Jeżom telefonicznie, że na meczu jestem.
Siedzieli blisko, po mojej prawej. Ach ach i och och.

Tak oto Bażant poznał ich, oni poznali Bażanta. Proporcje wyrównane: dwa Jeże przypadły na dwa bażanty czarne i podstępne.

Byłam całkowicie, jako jedyna, nie o kurą i nie abażur, ale się starałam.

Wdzięczna za to nowe doświadczenie zapisałam się na kolejny raz i zabrałam Bażanta do siebie na herbatkę.
Pierwotnie miałyśmy gdzieś się dowlec, ale jak już Jeże nas wyrzuciły na Placu ( ona mówi o tym Placu jakby każdy wiedział o jaki plac chodzi. Mówi Plac i nawet słychać to duże P - złośliwie prychnął Bażant do Jeża), to poszłyśmy do mnie.

Wymieszałyśmy jeszcze swoje światy, a i tak przecież ładnie się potoczyło do tego choćby momentu. Otóż chwilę później ona poznała Andrzeja, a jeszcze chwilę później ja poznałam Czajnika.

Życie jest pełne niespodzianek i nie wszystkie są zaskakująco niemiłe.

Jakby tak częściej była sobota, a rzadziej poniedziałek...

Ta sobota była długa i piękna, aż iskry szły. Miłe za miłym i coraz milej. Aż słodko się robi niewiarygodnie.
Sama już nie wiem czy to wszystko nie jest złudzeniem...
Pewnie jest, ale za to jakim.

Nie chcę rąbnąć o ziemię.

48 komentarzy:

Pino MC pisze...

Są bez sensu jak motylek, absolutnie! Dzisiaj stwierdziłam, że w ogóle nie rozumiem pojęcia "kobieca logika", które znaczy mniej więcej to samo, co Polnische Wirtschaft, jak wiadomo. Przecież to oni są z logiką totalnie na bakier, w odróżnieniu na przykład od mua.

Natomiast moje myślenie zbieżne z Zygmuntem mnie ogólnie martwi, ponieważ zawsze uważałam, że Zygmunt to idiota, więc jak ja niby teraz wyglądam?

Na mecz to jednak poszłaś w sobotę, a nie w niedzielę. :)

Ogólnie to real mnie dobił, więc się upiłam, a teraz pomalutku trzeźwieję, licząc na to, że już dzisiaj nie zdarzy się nic niemiłego. Spotkałam też własną babcię i próbowałam jej wytłumaczyć strukturę agrarną Rosji carskiej, ale sama już słyszałam, że bredzę, więc nie było dobrze.

Ahoj!

Gretchen pisze...

Ty się zatanawiasz jak wyglądza, bo Zygmunt idiota, a jak ja wyglądam nie potrafiąc trafić w dzień, w którym byłam na meczu?

Zracjonalizujmy.

Po pierwsze. Zygmunt, cokolwiek by o nim nie mówić, swój wkład własny i przełomowy zapodał. Trochę chłopak przestrzelił, ale sam zdrowy nie był więc...
Ty za to czerpiesz nieświadomie, więc właściwie nie czerpiesz, a raczej "wykombinowujesz" w stronę, za którą nawet ja Zygmunta cenię.

Po drugie. Ja poprawiałam niedzielę na sobotę, ale zawiódł sprzęt. Czyli nie moja wina. He he.

Co do logiki. Eksmen mówił, że mnie trudno przegadać z dwóch względów: pamięć i żelazna logika. To można mu zapamiętać po stronie "dobre", czyli zysk.

Jest taka scena w polskim filmie "Nigdy w życiu" (wiem, wiem, co to jest za masakra - a jednak śmieszy) kiedy główna bohaterka czyli Stenka szykuje się na randkę, a jeszcze nie wie (choć ma nadzieję, bosz... z tymi kobietami), że to jest mężczyzna jej życia.
Więc się szykuje, czas biegnie bezlitośnie. Wybija godzina, o której on się ma stawić pod jej oknem, a ta cała w ręcznikach.
Patrzy na zegarek i wygłasza wiekopomne zdanie:
(cytuję z pamięci)
"Czwarta. Mówił, że będzie o czwartej. Ale jak mężczyzna mówi to znaczy, że mówi. Nic więcej".

A ten się stawił punktualnie. No, ale to film jest prawda.

Czy mogłabyś przestać dręczyć własną babcię?

Pino MC pisze...

Ty mnie Bażant nie doceniasz, ja mogę nie pamiętać, co to jest projekcja, ale jedną z tych specjalistycznych książek Sigiego (o snach bodajże) to kiedyś przeczytałam z depresyjnych nudów. :)

I co Ty tu robisz w ogóle, byłam przekonana, że poszłaś sobie spać z powodu piąta w nocy. Aha, zaraz... No tak, to przecież Ty. Logika i pamięć owszem, ale zdrowy rozsądek? To nie jest bażancia cecha.

Wcale nie dręczę własnej babci, przecież ona jest z wykształcenia rolnikiem, to po pierwsze, po drugie cieszy się, jak coś do niej mówię, bo jestem jej wnuczką, a po trzecie mam fascynujący styl przekazu, nawet pijana i o carskiej Rosji. No.

A w ogóle to zjadłam pół białej pastylki z tego wszystkiego. Nawet zadziałało...

grześ pisze...

A ja mam dosyć realu (wkurwienie na wszystkich dookoła, przeziębienie, ból głowy, zmęczenie, praca jutro nie wiadomo po co, mało kasy, za dużo czasu i myśli, pierdólki psujące się w samochodzie, różne rozterki) i wirtualu( analfabeta i jednocześnie ekspert od nauczycieli na S24, z którym wdałem się w gadkę, a teraz Mad Dog poucza mnie co żenujące jest, co nie, kurwa....., ja cały jestem żenujący i dobrze mi z tym)

Idem ogladać "DH" kolejny odcinek, co jest żenujące też pewnie, poza tym mam pedalski telefon, bo z klapka (tak się dowiedziałem w piątek)

Ale czy to też żenujące jest?

I jeszcze jutro będę musiał fajne wymyślić zajęcia na środe do Kolegium, ale właściwie nie wiadomo po co, bo i tak jakis pajac w necie mi napisze później, że nic nie robię i nic nie umiem...

I mi płaca kasę za nicnierobienie....

Gretchen pisze...

Ja tu robię z powodu, że pracowałam online.

Oczywiście powinnam spać, oczywiście. Zaraz może nawet się położę. Nie wykluczam.

Poza tym wypraszam sobie takie sugestie, jakobym Cię nie doceniała. Ty jak już coś wybażancisz...

Pozdrów Babcię i powiedz, że niedługo będę w Krakowie. Ciepło się robi.

I dlaczego Ty się wcale nie pochylisz nad moim straszliwym losem?

Pino MC pisze...

Ano fakt, zupełnie zapomniałam, że Ty tak masz w poniedziałki.

Nad straszliwym losem chętnie się pochylę, szczególnie, że właśnie opanowałam własne rozedrganie, tylko że mi trzeba powoli i jak do motylka. Co jest straszliwe? Eksmen, wymiana prądu czy może pobudka o piątej?

Swoją drogą, jak te motylki żują pszczoły?

Jakim sposobem trafił się ślepemu bażantowi wielbłąd?

Na te oraz inne pytania z zakresu zoologii odpowie nam z pewnością pani Kasia, o ile ktoś wstanie w niedzielę między ósmą a dziesiątą rano i zadzwoni na Myśliwiecką...

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Właśnie przeczytałam ten przełomowy komentarz Mada.
Zaiste, wielki i wspaniały on jest. Ten Mad i jego komentarz.

Cieszę się, że tu jesteś, bo mam prośbę. Znaczy w temacie ona jest. Nie tekstu, to znaczy nie mojego. Twojego.

Czy mógłbyś tam u siebie w Salonie napisać ode mnie do Mada tak:

Madzie [nie, to brzmi jak to Madzi, jeszcze raz]

Mad Dogu [O!],
czy mógłbyś przestać pierdaczyć o sprawach, o których nie masz pojęcia? Taka serdeczna prośba od Gretchen.
Ja wiem, że Tobie się wydaje, że wiesz wszystko, wszystko rozumiesz i wszystko ogarniasz, ale jak tak patrzę co piszesz, to mnie się z kolei wydaje, że Tobie się jedynie wydaje.
Pardą.
Emosabat, to chyba w Twoim słowniku będzie znaczyć "E! mos sabat?".
Ni mom, tyle Ci powiem.

Koniec komentarza dla Mada. Gdybyś zechciał Grzesiu... Bardzo proszę...

Ja też mam dość wszystkiego. Realu, wirtualu, karnwału, a także postu.

Swojego telefonu też. Ma obrotową klapkę, mądrala.

:)

Gretchen pisze...

Pino,

Wszystko jest straszliwe. Wszystko, co wymieniłaś. Ten prąd może najmniej...

Chwilowo pozwalam sobie czuć się zagubioną, och.

Nic nie wiem, niewiele rozumiem.

Niech mnie ktoś przytuli! - zakrzyknęłam jak Dorcia w Salonie.

Muszę ją tu sprowadzić. Koniecznie.

grześ pisze...

Gre, a możemy się umówić, że zalinkuję twój komentarz tutejszy?

Bo nie lubię byc przekaźnikiem:)

pzdr

Gretchen pisze...

Grzesiu,

ofkors, że możemy się tak umówić.
Linkuj.

:)

Pino MC pisze...

Hug.

Nie przejmuj się, jesteś pięknym i dobrym bażantem, idioty się pozbyłaś razem z jego rzeczami, masz prąd, za kilka godzin zobaczysz wschód słońca na Placu, a potem będziesz pić w Poznaniu piwo razem z młodymi mężczyznami w łańcuchach na szyjach.

I może nawet odnajdziesz siebie samą.

http://radek78.wrzuta.pl/audio/aupWzSVFtmc/alibabki_-_jak_dobrze_wstac_skoro_swit

hi hi

Gretchen pisze...

Pino,

Siebie samą, w ogólnych zrębach przynajmniej, odnalazłam jakiś czas temu. Ot, bohaterka. :)

Ty bażant nie wiesz nawet ile eksmenowych rzeczy jeszcze tu leżakuje.

Jutro o wschodzie słońca będę sobie powtarzać, że jestem dobrym i pięknym bażantem. :)

Zabieram ze sobą maczka ulubionego. Mamy nowy hostel zarezerwowany, o pięknej nazwie Cinnamon. Pyszne, prawda?

Powinnam spać. Nie śpię. Jestem durna.

:)

Pino MC pisze...

Ja ostatnio w ogóle spać nie mogę. Masakra jakaś. Co prawda, sen jest przereklamowany (tak, wiem, drużyno G, nie musicie zaprzeczać mi w duecie).

Pewnie z nudów albo będę się uczyć o narodzinach systemu władzy w Polsce, albo czytać książki, które mam zrecenzować i nawet mi za to zapłacą, co jest miłe.

Czyli w tym hostelu jest internet?
A wolno palić?
:)

Gretchen pisze...

Pino,

Spanie pominę, dyplomatycznie. :)

Sieć jest za darmo, palenia Gośka nie ustaliła, ale damy radę. :)

Pino MC pisze...

A zatem będziesz nam lajfować z tego miasta, do którego Legia pojedzie 3 kwietnia i obskoczy wpierdol?

Gretchen pisze...

Bażancie,

Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. :)

Czy ktoś mógłby odebrać mi telefon, bo powinnam spać?

:)

Pino MC pisze...

Powiedz mu, że musisz wstać o piątej, może się ulituje nad człowiekiem, to znaczy kobietą. :)

Bo na Rudą to raczej nie ma co liczyć. Fraszka to owszem, lubi się wtrącić w dialog, z impetem na mnie skacząc i oblizując telefon...

Gretchen pisze...

Mówiłam!

Uderzę dupą o ziemię. Jutro wykasuję chyba ten komentarz.

Aaaaaaa!

Gretchen pisze...

Aha.

Dobrej nocy.

Dla Ciebie Bażantku i całego świata.

Docent Stopczyk pisze...

"mężczyźni są bez sensu jak motylek"

reprezentujecie typowo damską logikę myślenia. to jest logikę wybiórczą. tymczasem rzeczywistość stawia przed mani większe wyzwania, których to front ogarnia szeroką falą potrzeby jednostek i ogółu.

póki co nie mam jeszcze motylków. jak będą to zobaczymy co da się zrobić. a poza tym nie są bez sensu - zapylają.

Pino MC pisze...

Dobra, dobra. Już ja lepiej wiem, lep jakiej propagandy kryje się za tymi nićmi. To jest wszystko manipulacja członkiem pod płaszczykiem, a w Twoim Wieprzu płynie brudna woda na młyn odwetowców z Bonn...

Gretchen pisze...

Docencie,

Nie dziw się, że damską, ale z wybiórczością się nie zgadzam. Ani, ani.
Wiele lat doświadczeń i ciągle potwierdza się hipoteza odważnie zarezentowana na wielu już stronicach. :)

Tak czy inaczej, gdyby jednak te motylki to się polecam. Kiedyś już były, ale zapewne były to motyle złe. W tym roku poproszę dobre.

Gretchen pisze...

Bażancie,

Oto jestem w Poznaniu. Jest całkiem ładny wiosną, bo w ogóle jest całkiem ładny.

I znowu rozmawiałam z taksówkarzem. :)
Okazało się, że on gra w piłkę nożną. A okazało się to zaraz po tym jak ujawniłam się z Warszawką, Legią i meczem.
Czy ja dużo ryzykowałam w Poznaniu?

:)

Pino MC pisze...

Nic nie ryzykowałaś, bo jesteś kobietą, powiedzmy sobie szczerze, ta dziedzina jest jednym z ostatnich bastionów męskiego szowinizmu. Może pamiętasz, co Ci opowiadałam w sobotę a propos.

Natomiast ogólnie to my się teoretycznie nienawidzimy, ale w moim przypadku to się nie zgadza, bo ja ich lubię, w odróżnieniu np. od drużyn krakowskich, których żywiołowo nie znoszę. Moja dawna znajoma, zabita Lechitka, miała wielki sentyment do Warszawy, więc w drugą stronę niekiedy też to działa... Mało brakowało, abym wlazła w 2006 na stadion Lecha w tej koszulce z kotwiczką PW :)

grześ pisze...

a ja nigdy nie byłem w Poznaniu:(

Kojarzy mi się jedynie z "Jeżycjadą" Małgorzaty Musierowicz:)

A i Arkady Fiedler stamtąd był, a niedaleko gdzieś muzeum jego imienia jest, które muszę zobaczyć.

pzdr

Pino MC pisze...

Pierwszy raz byłam w Poznaniu po maturze.

Udało mi się wtedy zgubić dwa dziesięciometrowe krzyże, pomylić tapira ze strusiem i kupić bilet na nieistniejący pociąg do Środy Wielkopolskiej.

Anonimowy pisze...

Wszystko jest blee...

Gretchen pisze...

Wróciłam.

Poznań utrzymał swoje sympatyczne wrażenie.

Grzesiu, wybierz się kiedyś, bo warto. Tanie noclegi mam rozpracowane, więc mogę służyć pomocą. :)

Kibiców (ekhm...) Legii nie biją, ale pewnie Pino ma rację, że z powodu płci między innymi.

Wykończy mnie ta edukacja.
Uffff...

Gretchen pisze...

Dorcia? To Ty??

Mogłabyś coś kurka więcej napisać.
O ile to Ty.

:))

Anonimowy pisze...

To ja, a kto niby jest jeszcze blee?

Nie mogę nic pisać, bo nie będę już pisała.
A poza tym czuję się zgubiona.

Gretchen pisze...

Dorciu Kochana,

Wiem, że to Ty, wiem.

Dlaczego czujesz się zgubiona? I dlaczego nie będziesz pisać?

Takie są właśnie skutki tego smętnego wydarzenia.

Ech...

Pino MC pisze...

"Wykończy mnie ta edukacja."

A co ja mam powiedzieć?
Szlag by to wszystko trafił...

Anonimowy pisze...

Olga, to Ty Pino?

Zagubiłam się w tym wszystkim, dobrze mi było na TXT...
Nie mam sił na kolejne zmiany i prośby o polubienie...
Nie mam sił.

NIe będę pisała, ot tyle.
Czasami zajrzę do kogoś, ale brak mi sił tak ganiać.

Merlot mówił, że będę ryczała.

Gretchen pisze...

Bażancie,

damy radę. Będziemy mądre i piękne, oraz dobre.

Nadmienię, że naprawdę Cię rozumiem. Może od tego będzie Ci raźniej?

Pino MC pisze...

To ja. Nie moja wina, muszę mieć jakieś imię, takie są przepisy. :)

No cóż, przykro wyszło, pojawiłaś się Ty i parę innych fajnych osób, a zaraz potem wybuchła wojna i nastąpił koniec świata.

To jak wyemigrować do Polski w sierpniu 1939, albo coś w tym stylu.

No ale co pan możesz? Nic pan nie możesz - jak mawia moja mama.

Anonimowy pisze...

Trzymajcie się dzielnie.

Spadam.


Blee.

Gretchen pisze...

Dorciu,

Pewnie czytałaś komentarze Poldka w Salonie. Większość jego słów jest mi bliska, a wcale niekoniecznie zawsze się z nim zgadzałam i zdarzało nam się toczyć rozmowy zaciekłe, prowadzony jakby z przeciwległych biegunów.

Mój żal i smutek właściwie przeszedł już w kolejny etap, czyli złość. Nieco się zmogła kiedy zajrzałam na stronę główną txt dzisiaj.

Dla mnie to dziwaczne, to co zobaczyłam, ale niech i tak będzie.

Mam nadzieję, że zajrzysz do mnie w wolnej chwili.

Pamiętasz: nie zgubcie mnie?
No.

Pozdrowienia Dorciu.

Gretchen pisze...

Pino,

Racja. Nic pan nie możesz.

Wszystko się jednak musi domknąć. Tak to jest.

Jeszcze się nie domknęło.

Pino MC pisze...

O masz ci los...

Dzięki bażancie, może i będę w końcu dobra i piękna, ale na razie czuję się zmęczona i warczę na ludzi zupełnie bez sensu.

Halny wieje. Sif.

No ale za to jutro jest piątek.

Gretchen pisze...

Ja to jestem zmęczona.

Dwa dni z zaburzeniami jedzenia, od czego naprzemiennie chciałam jeść i ogłosić głodówkę.

O teoriach społecznych i psychologicznych nie wspomnę, bo jestem miłosierna.

Jeszcze był film z oddziału dla dziewczyn z anoreksją.

I dużo innych rzeczy było. Fascynujące, ale zżera energię nieprawdopodobnie.


Zupełnie inna sprawa, że otwiera oczka na zupełnie inną perspektywę patrzenia. Rewelacja.

Pino MC pisze...

No tak. Jak nie marksizm z bogoojczyźnianym patriotyzmem, to bulimia z anoreksją na przemian.

Co my zrobiłyśmy światu, takie miłe i dobre bażanty?

O teoriach możesz wspomnieć, jeśli masz ochotę, ale może jak będziemy wódkę pić. :)

Gretchen pisze...

Nic nie zrobiłyśmy światu bażancie. Raczej jesteśmy mu potrzebne, spójrz na to w ten sposób.

Nie będę zatruwać atmosfery teoretycznie kiedy się spotkamy. Chyba, że nie będziemy miały o czym rozmawiać. :))

Pino MC pisze...

Niejaki Martin Eden irytował Ruth, która go wprowadzała na salony, ponieważ upierał się rozmawiać z różnymi ludźmi na tematy dotyczące ich wiedzy fachowej. :P

Ale wiedza fachowa bażantów to jak wiadomo pojęcie szerokie i urozmaicone. :)

Piękny piątek dzisiaj. Słońce świeci, żyć się chce, nie poszłam na ćwiczenia, ale nie mam specjalnych wyrzutów sumienia, bo zamiast tego czytam od rana książkę do recenzji. Fajna jest, nawet bardzo, ale dawanie mi akurat powieści historycznej jest o tyle wątpliwe, że ja zwyczajnie nie wiem, czy te wszystkie wstawki dla normalnego człowieka nie byłyby męczące. Albo zwyczajnie niezrozumiałe. To jest ten syndrom, o którym pisał Eco: "Bohaterowie biegną do lasu, potykają się o korzeń baobabu, po czym następuje kilkustronicowy wykład o baobabach." :)

Pururu

grześ pisze...

Ja chciałem w sumie nie na temat (acz czy j kiedyś gadałem na temat?, no ale z ta jakże wiekopomną kwestią zostawiam szanownych komentatorów)

A chciałem nie na temat, pochwalić się,że zalinkowałem was u siebie w blogu w gnieździe szerszeni, tfu, wróć, prawaków, w Salunie 24:)

Znaczy Gre&PIno, co na pewno waszym blogu rozrzuconym w bezkresnym internecie przyniesie popularność i chwałę wieczną:)

Ooooo, bredzem jak zwykle, najprawdopodobniej.

Pino MC pisze...

A ja zalinkowałam ciebie, co więcej, zdążyłam już dzisiaj zostawić dwa komentarze we wspomnianym miejscu.

To tylko Bażant poznał TXT z pominięciem saloonu, ja w 2007 miałam konto w S24, wszyscyśmy z jednego szynela :)

Dżizys, muszę do pracy pędzić, a dopiero co wróciłam od Margoli...

grześ pisze...

Hm, gdzie ty w Salonie coś komentowałaś?

Chyba nie u mnie:)?

I pod jakim nickiem?
A że miałaś tam konto, to nie wiedziałem.

Ja z salonu się wynoszę wkrótce, postanowiłem tylko wrzucic kilka tekstów, bo nie chce mi sie kopiowac wszystkich moich tekstów z TXT, a kilka zasługuje, by se powisieć.

Na razie smęty, ale jutro i póxniej zamierzam powrzucać me dzieła o Michniku jako bohaterze romantycznym i o antysemityzmie, oj, powkurwiam niektórych pewnie:)

Ale dobrze bo mnie ciągle cuś wkurwia i drzaźni, po prostu codzienność z każdym dniem jest coraz gorsza, no...

grześ pisze...

Hm, ty to spoko kolarz czy cuś podobnego?

Pino MC pisze...

No pewnie, że ja :)

"Kolega z osiedla lubi jeździć na rowerze
Ja wierzę od czasu do czasu mnie też to bierze
Wtedy jeżdżę - przejebane mają ludzie na spacerze"

Dzisiaj musiałam wracać z roboty chodnikiem, czego nienawidzę, ale jak mi ukradli tylną lampkę i jeszcze nie zdążyłam odkupić, to nie będę jechać po jezdni, nie jestem samobójcą.

Też mnie wszystko wkurwia. Zaraz pojadę się wyluzować do akademika :)