Myślę też jakie to dla niej było, kiedy lekarze mówili, że niekoniecznie się urodzę.
O jej determinacji, żebym jednak popatrzyła w gwiazdy.
Ponad trzydziestoletnia kobieta, radykalnie ponad trzydzieści lat temu.
Mogła się nie upierać, a się uparła.
Taka chyba była, jest i będzie - uparta do niemożliwości.
Nie zawsze to było fajne, nie zawsze dobre, nie zawsze mądre, ale dzisiaj wiem, że upór pozwala przetrwać najgorsze chwile i pójść dalej, że jej upór bywał i mądry, i słuszny.
Jest jedną z najsilniejszych kobiet jakie znam. I chyba jedną z najbardziej buntowniczych. Zawsze miała swoje zdanie i swoją drogę.
Wiem, ile przegrała, a jednak nigdy nie widziałam, żeby się poddała.
Raz jeden chciała: kiedy nowotwór okazał się złośliwy wyszła wściekła z gabinetu i powiedziała, że ma gdzieś to leczenie i leczyć się nie będzie, ale wtedy ja już byłam bardziej niż dorosłą córką swojej matki, więc zatrzymałam ją w pędzie po korytarzu i patrząc prosto w oczy ryknęłam, że takiego pieprzenia nie będę słuchać i raz w życiu zrobi to, co inni nakazują - koniec kropka, dziękuję za uwagę.
To jest kobieta nieugięta, nie można jej złamać.
To jest kobieta delikatna, wyczulona na każdy podmuch.
Od czasów kiedy chciałam być wszystkim, byle nie tym czym ona jest, woda w rzece popłynęła wielokrotnie...
Dzisiaj jestem wdzięczna za siłę, którą mi dała.
Nigdy nie będę miała pewności czy muszę jej używać, bo ją mam, i to jest jak samospełniająca się przepowiednia, czy raczej jest to prezent od matki dla córki, tak na wszelki wypadek.
Jestem wdzięczna za nieodczuwalny przekaz niezależności, który kilka razy tyłek mi uratował od wejścia w bagno i tyleż razy pozwolił z bagna się wyczołgać.
Nauczyła mnie gotować, nauczyła umiejętności naprawiania wszelkich rzeczy zepsutych co bardzo się przydaje, jak kobieta wybiera sobie kogoś, kto chętnie z tego skorzysta.
I mówiła matka, nie pokazuj, że umiesz...
Tego się nie nauczyłam, tych wszystkich gierek i większych gier.
Nie zamierzam.
Nauczyła mnie wiary w marzenia, aczkolwiek wątpię, by jej marzenia się spełniły.
Po latach odkryłam w niej kobietę. Kobietę, z jej własną historią. Nie moją mamę, po prostu kobietę.
Była piękna ta kobieta.
Nie odziedziczyłam urody po niej, a szkoda wilelka to jest dla mnie. Choć jakiś tam znak jej samej we mnie pozostaje.
Gdzieś w oczach ją mam, w kolorze, w energii...
Moja matka była zjawiskowa.
Taki Fidel Castro leciał do niej na Placu Zamkowym okichawszy ochronę. Gapił się jak sroka w gnat i gadał, gadał, gadał. Do niej, to zabawne.
Nie reaguję na gadanie.
Powtarza mi “nie wierz słowom, bo słowa są piękne, lecz tylko brzmią.”
I wiem, że chce dla mnie tylko tego, co najlepsze.
Długą drogę przeszłyśmy.
Cieszę się, że umiem teraz zobaczyć i poczuć wszystko, co jest dobrem. Nie sądziłam, że to możliwe.
Cieszę się, że wciąż jest.
Być może największa zagadka mojego życia - moja mama.
Dziękuję za wszystko, za wszysto absolutnie.