23 maja 2011

Niedziela w poniedziałek

Uwolniona od posterunku odkrywam coraz to nowe aspekty wolności człowieka wydobytego na powierzchnię z głębin zasznurkowanych wymogów, przyzwyczajeń i zaciemnionych horyzontów. Efekty są dość ciekawe. Na przykład dzisiaj jest poniedziałek, a dla mnie wcale że nie, bo niedziela. Za to jak była niedziela to była sobota, a w piątek była znowu niedziela, w sobotę natomiast przypadał poniedziałek.
Kiedy, w tradycyjnie postrzegany piątek, ludność szykowała się do odpoczynku od pracy, ja przemierzałam bezkresne pola zmierzając do pracy. Pociągiem przemierzałam, nie człowiekiem.
Fajna jest taka wolność z różnych tam powodów, ale też dlatego między innymi, że daje możliwość odwiązania się od przywiązania, co na powyższym przykładzie kalendarza udowodniłam dobitnie. Trzeba się nauczyć za tym wszystkim nadążać co jak wiadomo trudności może przysporzyć, bo jak tu nadążyć za czasem?
Tak oto, kiedy świat pędzi przed siebie zapewne bez większego sensu, ja siedzę spokojnie w domu jedząc truskawki, pies się przewala z boku na bok, kot zwinięty w kłębek śpi na plamie słonecznej. Ponieważ nie da się jeść truskawek cały czas, to można porozmyślać sobie, co podobno jest zdrowe. Osobiście uważam, że samo rozmyślanie i owszem, zdrowe być może, gorzej bywa z wnioskami... Do żadnych głębokich jeszcze nie doszłam i to daje mniejsze lub większe poczucie bezpieczeństwa, lecz nie wiadomo co będzie za chwilę.

Właściwie to nigdy nie wiadomo co będzie za chwilę, a jakoś udaje się żyć. Całkiem możliwe, że właśnie dlatego... - zadumała się filozoficznie Gretchen.

Zadziwiające sytuacje przytrafiają mi się dość często i choć nie wiem czym sobie zasłużyłam na brak nudy, to jestem wdzięczna. Mimo wszystko. Niekończący się materiał do rozmyślań Ci z Góry zapewniają mi w codziennie świeżej dostawie i na takie dni, jak ta dzisiejsza niedziela, są jak znalazł.

Jadę sobie, na przykład weźmy, pociągiem do innego miasta, jedzie ze mną pies - mój własny, nie jakiś obcy. Obie jedziemy przepisowo czyli ja mam bilet, pies ma bilet, smycz i kaganiec. Z innego wagonu do innego wagonu przechodzi mężczyzna dość młody i wyglądający na takiego, co na grzecznego nie wygląda. Mężczyzna ten staje nagle, jakby go coś w tyłek udziabiło i zaczyna na mnie wywrzaskiwać, że co ten pies, że ma siedzieć w przedziale, że ma być na smyczy. Lekko wstrząśnięta omiatam wzrokiem sytuację i widzę, że pies siedzi w przedziale i jest na smyczy, na pytanie co ten pies?! nie umiałam odpowiedzieć, bo też pojęcie mi nie przyszło co człowiekowi krzyczącemu się w głowie zderzyło, i o jaką to pogłębioną treść mu chodzi.
Głosem buddyjskiej mniszki odparłam, że pies jest na smyczy i siedzi w przedziale, co trochę mi sie wydało obraźliwe dla mężczyzny, żeby tak dokładnie obserwowalną rzeczywistość referować, ale z kolei samo wlepianie wzroku w człowieka też najgrzeczniejsze nie jest, skoro wyraźnie zadaje pytania. Poruszony wywrzaskuje na mnie dalej, że idzie do konduktora, a jeśli i to nie pomoże zamierza wezwać policję.
Tym optymistycznym akcentem pożegnał mnie i Gretę, która chyba nie bardzo wiedziała o co w ogóle chodzi temu panu, ale to zupełnie tak jak ja. Zachęciłam pana, żeby zrobił co postanowił, lecz policja się nie zjawiła na żadnej ze stacji pośrednich i nie przywitała mnie na dworcu docelowym. No trudno się mówi.
Przygoda ta skłoniła mnie do zadania sobie, panu niestety nie zdążyłam, pytania czy ta sytuacja miałaby miejsce, gdybym była rozłożystym w barach chłopcem z łańcuchem u szyi? Nie poznam odpowiedzi, ale swoje przypuszczenia mam.
Od jakiegoś czasu nie mogę pozbyć się natrętnego wrażenia, że sporo ludzi tylko czyha i wypatruje, o co by się tu wrzepić w bliźniego swego. A to jest zaraźliwe i się przenosi, bo jak się wrzepią w ciebie, to pojawia się pokusa bycia wrzepiającym. Trzeba w tym celu coś wypatrzeć i wyczyhać... Tak świat się kręci w karuzeli frustracji.
A przecież można patrzeć inaczej, nawet na mnie można, mówię poważnie i mam na to dowody. To znaczy na to, że można i że mówię poważnie.
Stoimy sobie z Baśką w ogródku naszej ulubionej knajpki, palimy papierosa, a tu wyłania się Iga Cembrzyńska i od wyglądających na gwiazdy filmowe nas komplementuje. Na co my odpowiadamy w słowach miłych, doceniających i ogólnie podkreślamy swoje wzruszenie. Od tego, mam nadzieję, Pani Idze zrobiło się milej w człowieku i trzy osoby zaliczyć można do zadowolonych. Proste? Nie dla wszystkich. Nie dla wszystkich.

Jakby na to nie spojrzeć, z tak wielu możliwości patrzenia na świat można korzystać, że tylko przebierać i wybierać. Ostatecznie nikt nam nie będzie mówił, że jest poniedziałek skoro jest niedziela. Nikt nie zmusi nikogo do bycia sfrustrowanym marudą.
I na etacie nie trzeba pracować.
I truskawki można jeść, skoro tak się szczęśliwie złożyło, że znowu nadszedł ich czas.
I odwiązać się można od tego, co uwiera.

15 komentarzy:

Ren A. Gąs pisze...

Niezależnie od tego, że kobiety są łakomym kąskiem uwag, a już barczyści łysole nie, również mam poczucie, że są wśród nas tacy, co to afery kręcą tam gdzie ich nie ma, czasem tylko po to aby innym uprzykrzyć życie. Ot, taka osobowość zawistna i wredna zarazem.

Zaiste ja bez posterunku również pokochałam zawiłości kalendarza, doby i wszystkie inne konwenanse zupełnie niezgodne z Regulaminem pracy Nie-u-siebie.

Gretchen pisze...

Maleństwo,

ja oczywiście nie mam nic przeciwko byciu łakomym kąskiem, w końcu lepsze to niż bycie barczystym łysolem, choć przeciwko barczystym też mam niewiele, a posiadam jak zapewne pamiętasz znaczną słabość do łysych.
Oczywiście obie wiemy o czym mówimy, tak sobie tylko się podśmiewam z siebie.
Najlepsze w tej historii jest to, że ja obstawiałam tego pana na miłośnika rasy, tak po fizjonomii. :))

Druga sprawa to smerfne marudy rozmiłowane we wrzepianiu się. Nie idzie wytrzymać chwilami. Zaczynam popadać w stres, czujnie się rozglądam, staram się przewidywać, ale tak żyć się nie da!
Bezpiecznie jest na moim terenie, w tej małej wiosce w środku wielkiego miasta, bo ludkowie mnie znają, ale ja doprawdy nie wiem co się wyrabia, żeby tak się ludzie siebie czepiali.
Nagle wszystko wszystkim przeszkadza.

Ach, jak pięknie powiedziałaś o Regulaminie. Zupełnie nie przestrzegam tego Regulaminu, mój dzień jest dziwaczny - w końcu przeze mnie sterowany. Popatrzę sobie na pracowników korporacji, urzędników i innych etatowców i czuję wielką ulgę, że mnie to nie dotyczy.
I tego się trzymajmy. :)

Pino MC pisze...

Heh, bo świat w rzeczy gruncie jest zajebiście ciekawy i w każdej chwili może się wydarzyć coś absurdalnego.
Mnie bez przerwy zaczepiają Zdzisie, w dodatku zwykle zaczynają od "proszę pana", a poprawiają się dopiero na widok mej subtelnej twarzy.

Też chyba pojem dziś truskawek, w ramach odzyskiwania witamin, bo nawaliłam się wczoraj w ruski czołg, zupełnie jakby była sobota. :)

Gretchen pisze...

Pino,

Co racja, to racja. Pamiętam tę naszą rozmowę z kiedyś o tym jak inaczej wyglądają różne sytuacje jeśli spojrzy się na nie tak, jak na film.
Przypomina sobie Bażant? :)

Truskawki polecam, z powodu że odtruwają organizm z nagromadzonego śmiecia. Możesz se je wziąć i pokroić, dorzucić banana, ale też pokrojonego dla komfortu i zalać jogurtem, albo serkiem homogenizowanym. Jeśli to wszystko będzie zimne, czyli z lodówki wyjęte po jakimś czasie, poczujesz się jak bażanci bóg.

:)

Pino MC pisze...

Bażant niestety nie pamięta, Bażant ma dziury w mózgu. :(

Przepis brzmi interesująco, niestety obecnie siedzę w piwnicy przy świeczce oraz zatruwam się dodatkowo colą i papierosami...

Gretchen pisze...

To źleeeeee, źleeeeee. :)

Podpowiedź: w rozmowie przewijał się wątek aktora Adamczyka, pisarka Chmielewska, Plac Teatralny...

Anonimowy pisze...

Nabyłam truskawki, banana i serek homoseksualny. Jak zdołam się zwlec z kanapy, to przystąpię do produkcji tego eliksiru boskości.

Gretchen pisze...

Udało się? :)

Pino MC pisze...

Jasne :)

Gretchen pisze...

Pomogło?

Pino MC pisze...

Nie wiem, ale było smaczne.

Gretchen pisze...

W końcu to jest najważniejsze.
Wersja z serkiem rządzi, dobry wybór.

:)

Pino MC pisze...

Qlinarna Gretchen rządzi, czekam na pomidorówkę.

Gretchen pisze...

Sama wiesz, że jak obiecam to się stanie.
Klątwa już przełamana - pomidory dojrzewają.

Pino MC pisze...

"Klątwa już przełamana - pomidory dojrzewają."

:D