14 września 2010

Ambiwalencja w gipsie

Nie mogę ostatnio wyrobić sobie stabilnego stosunku do życia. To znaczy nie wiem jak je traktować z perspektywy filozoficznej i codziennej. Ambiwalencja taka.
Jak już się na coś prawie zdecyduję, to natychmiast pojawi się coś wprowadzające niepewność w przyjętym paradygmacie.

Oczywiście nie mam zamiaru mieć pretensji o zmienność, istnienie dobra i zła, przyjemności i przykrości - sama wielokrotnie podkreślałam, że to właśnie jest życie i takie ma być, i tak jest w porządku, choćbyśmy nic z tego nie rozumieli.
Ale nie w takim tempie!
Ci z Góry Znaki dają.
Szkoda tylko, że bez instrukcji jak je czytać, cholera.

Koniec sierpnia, a właściwie od połowy sierpnia, być może i od 15 sierpnia ciągnęłam się z sobą na kompletnej rezerwie sił, energii i tych takich, co to są potrzebne do bycia słoneczkiem. Wymyśliłam więc, niczym koło, urlop.
Policzyłam skrupulatnie i wyszło mi, że cały wrzesień mogę się lenić, relaksować, pławić w nicnierobieniu, a jeszcze mi prawie tydzień w zapasie zostanie, gdyby znowu zapaliła się lampka rezerwy.

Pasłam się tą myślą i pasłam. Dni mijały, sierpień chylił się ku końcowi, wrzesień szykował do wejścia na scenę.
No i w ostatnią sobotę miesiąca letniego, podczas rutynowego spaceru z Gretą, runęłam na ziemię.
Tak po prostu.
Potknęłam się o nią tracąc równowagę w taki sposób, że wyrżnęłam widowiskowo w chodnik łamiąc sobie przy tym palec lewej dłoni.
Widowisko było raczej nisko budżetowe, bilety się nie sprzedały więc widziała to tylko Greta i wtedy pierwszy raz dostrzegłam w jej oczach zdziwienie. Mimo młodego wieku pies już wie, że jeśli leżę na chodniku, to nie jest to tak zupełnie codzienne i ma rację, gdyż rzadko wyleguję się na chodnikach w okolicach swojego domu zwłaszcza.

Szybciej wracałam niż wychodziłam, pomna napadu paniki jaki mi się kiedyś przytrafił.
Dzwonię do Baśki, że potrzebuję pomocy, a w tle mój mózg mówi bardzo ładnie Gretchen, książkowo - potrzebuję pomocy.
Ostry dyżur, Publiczna Służba po drugiej stronie lustra, gips.
Boli jak jasna cholera.
Puchnie, sinieje, napiernicza i znowu sinieje, puchnie...

Naturalną koleją rzeczy zaczynam się nad sobą użalać, że jak ja sobie teraz poradzę z jedną ręką do dyspozycji, że życie jest podłe, nikt mnie nie rozumie, jak umyję włosy, dobrze, że można kupić pokrojone produkty do spożycia, dziwna jest ta moja karma i tak dalej mniej więcej.
Z drugiej strony to tylko mały palec, lewej nie prawej dłoni, ręka nie noga, palec nie nadgarstek, nadal mam trzy palce wolne, a jak dodać pięć pozostałych to już w sumie osiem...
Więc właściwie jest źle, czy dobrze?

Półtora tygodnia później, już w czasie wymarzonego urlopu, wysiadam z autobusu i niezbyt stawiam stopę na stopniu, coś przeskoczyło w okolicach małego palca (!) prawej stopy.
Nie przeszkadza mi to w chodzeniu, aczkolwiek boli.
Struchlałam, że złamanie i w tym samym momencie przysięgam sobie, że nie pójdę do lekarza, bo na takie pośmiewisko się nie wystawię.

Unikam spotkań z jakąkolwiek ludnością. Dopiero setki razy opowiedziałam co się stało z paluszkiem, a już musiałabym opowiadać co z nóżką.
Chrzanię, ukrywam się.

Szczęśliwie zaraz musiałam jechać do Wrocławia uczyć ludzi, co sprzyjało konspiracji w stopniu niemal doskonałym.
Widok mojej stopy przerażał mnie bardziej i bardziej. W zaskakujących miejscach pojawiły się takie sine obrzydlistwa. Puchnie, sinieje, napiernicza.
Bogowie!
Altacet, bandaż, okłady.

Mam jeszcze jedną sprawną kończynę górną i dolną w tej samej liczbie. Nie jest źle, ale czy jest dobrze?

Ta oto egzystencjalna wątpliwość jest ewidentnym motywem przewodnim serialu Gretchen na Planecie.

Nie inaczej sprawy się mają w każdym zakresie, ze szczególnym uwzględnieniem... w każdym innym.
Utrudnienia, w budowaniu spójnego podejścia do życia są poważne, bowiem jak już coś się wydarzy to swoją moc ma, tylko zmienną i szamotliwą. Nie za bardzo nadążam i co chwilę mi się przestawia w człowieku.

Ludzie skrajnie mnie wnerwiają, by za chwilę rozczulali do łez...

Bo jak sobie jadę do Wrocławia z widocznym gipsem i wyraźnym utykaniem przetykanym syczeniem zbolałym, i żaden z czterech siedzących w przedziale troglodytów płci męskiej nie drgnie nawet, żeby pomóc mi zdjąć walizkę, to mnie strzela.

Kiedy jednak wracam z Wrocławia i starsza pani w przedziale zatroszczy się o to, czy nogi mi nie zdrętwieją, to mam łzy w oczach.

Nie mam cierpliwości do słuchania jak trzech, z tamtych czterech, nie potrafi pojąć, że to nie Zły Los rzuca im kłody pod nogi, ani nawet system się na nich nie uwziął, tylko zwyczajnie wsiedli do niewłaściwego pociągu. TLK to nie Inter City, tak jak pies to nie kot. Zakładam słuchawki i włączam muzykę, bo nie zdzierżę.

W trzygodzinnej kolejce do lekarza kontrolującego złamany palec, spotykam małżeństwo. On ma 82 lata, Ona 86. Nie wiem o co chodziło, ale Ona popatrzyła na mnie, nachyliła się delikatnie do męża i uśmiechnęła w taki sposób, że się poryczałam. Trochę. Miała w oczach zupełnie nieprawdopodobną dobroć i życzliwość.


W takiej sytuacji naprawdę można się pogubić, a to tylko pierwsze z brzegu historie.

Może włączył mi sie jakiś nowy tryb odbioru rzeczywistości, albo coś się w Kosmosie przestawia, albo sama nie wiem co. W każdym razie coś się dzieje i jestem czujna jak ważka.


Zbieram sobie te Znaki z nadzieją, graniczącą z pewnością, że kiedyś je zrozumiem, tymczasem sobie zaśpiewam.


24 komentarze:

dorka blee pisze...

OOOOO,,, witam najserdeczniej, wpadłam się przywitać i biegnę do lektury.

PS: pękłam. Zalogowałam się.

dorka blee pisze...

Pierwsze skojarzenie, jakie nasunęło mi się czytając, to "Skrzydełko czy nóżka", taki film z Liisem de Finesem, którego zresztą nie trawię, ale tu już bez zbędnych skojarzeń.

Potem pomyślałam o jesiennej zadumie. Choć kalendarz wskazuje co innego, aura przeczy, więc może...


Tu miałam wkleić śliczną piosenkę , ale za cholerę nie potrafię, choć próbowałam!!!!



A z tą pomoćą, to tragedia.
Zmuszona byłam zrobić wczoraj zakupy w zagranicznym markecie, gdzie na niezwykle szajsowe okazje polują biedni Polacy. Polowali wczoraj.
OPrócz polowania była akcja: "więcej życzliwości - odmienny stan, odmienne traktowanie"
Mówiąc proto: przepuść ciężarną w kolejce do kasy a zrób to z potrzeby serca.

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy.... Szkoda, że nie ja to wymyśliłam.

Sciski, Gre i zdrówka i uśmiechu i radości i pokoju i dobra i...

Gretchen pisze...

Dorciu,

Jak miło Cię widzieć i to jeszcze zalogowaną. :))

Moim zdaniem, czemu już dałam wyraz, to jest jakiś Chitry Plan Tych z Góry, żeby mi zrobić kocioł w głowie ostatecznie, to może i coś zatrybię.
Mówię sobie tak spokojnie, bo od kilku dni nic się nie wydarzyło. :)

Teraz mi się przypomniało, że w pociągu powrotnym, na którejś stacji wszedł młody chłopak i jak się ludzie nie zerwą do pomocy...

Jeden znajomek mi wyjaśniał, że mężczyźni się teraz boją pomagać kobietom, i że to niby jest pokłosie walki o równouprawnienie. No ludzie!

Coś jest w tym, co piszesz o potrzebie serca. I tak myślę, że potrzeby serca nie da się ubrać w akcję żadną - albo jest, albo ni cholery.

Z tą zadumą to nie jest tak źle, jeszcze czuję lato pod skórą i mam nadzieję, że do jesieni się wyrówna, bo to nie jest pora roku na takie rzeczy.

Pozdrawiam CAŁĄ Rodzinę :))

P.S Tu się chyba nie da wklejać piosenek w komentarze. Można tylko link do piosenki.

dorka blee pisze...

A w jaki sposób się daje link do czegośtam?
I dlaczego wszyscy się zerwali pomóc chłopakowi młodemu, nie bali się posądzeń o pedofilię jeśli już idziemy tą drogą?
Mnie jakoś nikt w kilometrowej kolejce nie przepuścił, choć jestem w 5 miesiącu i baniak widać z daleka.Jest jakieś zboczenie polegające na molestowaniu ciężarnych?

Mam tu blog - może coś będę pisała...
Pismowisko się nazywa, wyjaśniam tam dlaczego :)

Cieszę się, że piszesz.

grześ pisze...

Ooooo, w końcu się Gre obudziła i cuś napisała.

Dobrze więc jest.

A Edyta Geppert cudowna, jak zwykle zresztą.

A ja przed sobą mam kilka stron tłumaczenia, jutro projekt unijny uskuteczniam i jeszczem nie przygotowany do zajęć.

Ale twój tekst przeczytałem, ooo:)

No.

Anonimowy pisze...

Też się cieszę, że piszecie, wszyscy draj, tylko się zastanawiam, o co chodzi z tym Finesem. Filmu oczywiście nie oglądałam, a opisu coś nie mogę przypasować:

"Charles Duchemin (Louis de Funès) jest niekwestionowanym mistrzem francuskiej kuchni. Jego książki kucharskie, przewodniki gastronomiczne i programy telewizyjne przyniosły mu taki autorytet, że Akademia Francuska zaproponowała mu członkostwo. Wkrótce kończy jednak 60 lat, dlatego przygotowuje swego syna Gerarda (Coluche) do przejęcia kulinarnego królestwa. Nie wie, że syn nie bardzo chce iść w ślady ojca i w tajemnicy przed nim prowadzi zespół cyrkowy, w którym występuje jako klaun."

Hm.

W radiu leci Dylan po francusku. Fraszka ma zimny nos. Jesień.

Anonimowy pisze...

Pinolku, miało być bez zbędnych skojarzeń.
Rozwiązanie jest proste: skrzydełko - nawiązanie do rączki Gre, nóżka - nawiązanie do nóżki Gre. Czy - spójnik. Pozdro.

Ps: nie wiem, ale nie zawsze mogę komentować pod swoim imieniem. Dlaczego, ktoś wie?

Anonimowy pisze...

O fakt! Tępota ze mnie :P

To zależy od tego, jaką sobie wybierzesz tożsamość, hyhy. Jak chcesz pod własną nazwą, to zaznaczasz "konto google", jeśli masz pocztę na gmailu, a jeśli nie masz, to pewnie "nazwa/adres URL".

Pzdr

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Nie bądź takim optymistą, nie wiadomo czy się obudziłam, może trochę się przebudziłam. :))

Nie przepracowuj się. Jestem na urlopie i doceniam uroki jego.

Pozdrowienia.

Gretchen pisze...

Dorku :)

Młody był za stary na pedofilię, lecz wyglądał wystarczająco bezradnie.
Może i Ty powinnaś, i ja powinnam?

Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się założyć bloga, dam głos u Ciebie i będę wierną czytelniczką.
Problemy "adaptacyjne" mijają, wiem po sobie.

Gretchen pisze...

PinOlu,

Od wczoraj jest już szaro, buro, deszczowo i jesiennie. Nos Fraszki nie kłamie...

Ty zamiast się cieszyć, że my tu wszyscy draj piszemy, mogłabyś też się postarać kurka.
Co tak będziemy sami pisać?

:)

Anonimowy pisze...

Jeśli zacznie się dziać coś fascynującego, to nie omieszkam. Na razie nie ma o czym, nic sobie nie złamałam ani nawet nie byłam we Wrocławiu. Nuda.

:)

Gretchen pisze...

Pino,

Nie wyłamuj się. Nie od dziś wiadomo, że piszemy o niczym, a nade wszystko o niczym ważnym.

:)

Pino MC pisze...

Wzniosłe Myśli o Niczym?

Miałam dzisiaj jechać na crumble, ale rano stwierdziłam, że boli mnie gardło i jestem śpiąca, więc już pewnie wszystko wyżarli. Tyle nudnych wieści póki co. :)

Gretchen pisze...

Pino,

Ja rano też zawsze jestem śpiąca. Mniejsza z tym. :)

Wzniosłe Myśli o Niczym jest hasłem pięknym i dobrym. Niechaj nam przyświeca.

Anonimowy pisze...

Merlotowi na pewno się spodoba.

Usiłuję zasnąć, ale te narkoleptyki jakieś lewe. A mam luźny plan wreszcie pojechać pociągiem. Byle jakim, ale jednak za dnia.

dorka blee pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
dorka blee pisze...

Howk!!
Jeszcze mi wytłumacz Gre, jak zrobić sobie ulubionych na marginesiku na swojej stronie, bo ja zawsze przaz przeglądarkę wchodzę.

Pino i Gre!
Dzięki za wasze "okienka" :)

Ps: można czasem coś napisać :)

Gretchen pisze...

Pino,

Dokąd znaczy tym pociągiem?

Pamiętaj, że najgorszym sposobem na kłopoty z zasypianiem jest mówienie sobie "muszę zasnąć" - dostajesz coś zgoła przeciwnego i narasta wściek, który... No, wiesz.

Gretchen pisze...

Dorciu,

Na górze masz takie cóś, co się nazywa projekt - klikasz, następnie powinno Ci od razu wyświetlić "dodaj i rozmieść elementy strony".

Pokażą Ci się różne elemenciki z opcją "dodaj gadżet", wybierz sobie któreś okienko i kliknij w ten napis.
Wyświetli się lista, z której wybierasz "listę blogów", u mnie to jest 11 od góry.

Przyjrzyj się temu uważnie, bo tam jest instrukcja jak dodać. Dodajesz, które chcesz czyli kopiujesz adresy ulubionych blogów z przeglądarki

Tak skomplikowane to jest tylko za pierwszym razem, później jedynie edytujesz istniejącą listę.

Powodzenia :))

dorka blee pisze...

Gre,
coś wyszło :)
Podzięka :*

Jakub Niemczynowicz pisze...

Jak fajnie znów przeczytać :)

Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie stało się, co się stało.

Dużo sił i optymizmu na ten jesienny czas Gretchen :)

Pozdrowienia

Gretchen pisze...

Dorciu,

Bardzo się cieszę, bardzo. :)

Widziałam.

:*

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Dziękuję.

To się niestety wciąż dzieje... O tym jest następny wpis.

Miejmy nadzieję, że wytrzymam. :)

Pozdrowienia serdeczne.