30 września 2010

Życie według Gretchen - Tomaszowi Terlikowskiemu z dedykacją

Od dawna twierdzę, że tylko Tomasz Terlikowski umie pisać tak, że jest w stanie obudzić we mnie zapał polemiczny w sprawach, w których mamy podobną opinię.
Od równie dawna powstrzymuję się od polemiki z redaktorem i filozofem, bo to niczemu nie służy.
Lanie wody, bicie piany i inne czynności sensu głębszego pozbawione.

Ale dzisiaj miałam naprawdę ciężki dzień.

Zobaczyłam, że Tomasz Terlikowski napisał kolejny tekst, że podobno jest debilem więc sobie pomyślałam: cóż ten świat znowu uczynił, że pan Tomasz w tak przewrotny sposób chce dać mu odpór.

Pan Tomasz jak zwykle o aborcji.
Trochę jest monotematyczny, choć w gruncie rzeczy mogło być jeszcze o homoseksualistach. na ten przykład weźmy: jestem debilem, bo nie jestem gejem, a za tym cały arsenał uzasadnień zrównujących drugiego człowieka homoseksualnego z poziomem gruntu, o ile nie niżej.
Niżej jest już chyba tylko piekło. Nie wiem.

Dzisiaj jednak o aborcji. W pewnym sensie.

Więc ja się zgadzam z Tomaszem Terlikowskim, że aborcja jest zabijaniem.
Że to Małe na to nie zasługuje, też się zgadzam.
Że to jest życie - nie mam wątpliwości. Zawsze tak myślałam, bez względu na to jak moje poglądy zmieniały się w kwestiach rozmaitych.

Nie chce mi się zastanawiać nad momentem, od którego to jest Życie. Nie mam takiej potrzeby - życie to życie i już.
Co prawda ostatnio gdzieś przeczytałam, że spirale dlatego są mordercze, bo zapłodniona komórka jajowa nie może się zagnieździć we właściwym miejscu, więc dziecko umiera z głodu... Dla mnie to pachnie jakąś propagandą, ale nie zmienia mojego myślenia o zapłodnionej komórce jajowej.
Miejmy nadzieję, że sprawa jest jasna.

Mam pewne przypuszczenie, dość przerażające, że w kwestii życia jestem bardziej fundamentalna od pana Tomasza Terlikowskiego, co stwierdzam tyleż odpowiedzialnie co poważnie.

Dla mnie nie tylko zapłodniona komórka jajowa jest życiem.
Jest nią również roślina doniczkowa w moim domu ( ludność zbliżona do mnie, już raczej nie daje mi kwiatów ciętych po moich wynurzeniach o ich - kwiatów - urywanej niesprawiedliwie i dla estetyki egzystencji), a także wszelkie napotykane rośliny, zwierzęta, owady.
W tym komary.

Jedyne co zabijam, a i tak mam galopujące poczucie winy, to karaluchy. Na szczęście mnie nie odwiedzają, ale zdarzyło się i do dzisiaj sobie to wyrzucam.
Uzasadnienie, że nie mogłabym z nimi żyć z powodu obrzydzenia i strachu, wcale mnie nie tłumaczy.
Jednego uratowałam kiedyś w kraju tropikalnym, ale nie własnymi rękami i zapewne dla odkupienia win za współplemieńców.
Pająków boję się okropnie, co być może świadczy o tym, że jeszcze zachowałam jakieś cechy kobiety... Ale ich też nie zabijam. Opracowałam metodę szklanki i kartki do wyprowadzania złośliwców na zewnątrz.

Tyle tytułem wprowadzenia do świata szanującego życie.
Na moim tle redaktor Terlikowski jest libertyński do granic, założę się.

Inna rzecz, że ja nie mam misji wyjaśniania i prowadzenia ludzkości ku Prawdzie. Ludzkość świetnie daje sobie radę beze mnie, co i lepiej dla ludzkości.
Mogłabym pisać, że komary należy oszczędzać, ale po co?

Retournons a nos moutons...

Tomasz Terlikowski uzasadniając, że jest debilem czyni to pozornie, co wyjaśnia choćby pobieżna lektura tekstu.

Nie mogę się nie zgodzić, że to jest dobrze nie zabijać dzieci, w tym własnych, że dobrze jest nie zdradzać żony (w tym z mężczyzną, będąc mężczyzną), że całkiem fajnie kiedy mężczyzna nie jest dziwkarzem (nie zaraz każdy zdradzający jest dziwkarzem, tu dokonałabym pewnego rozróżnienia...).
Co prawda nie jestem za tym, żeby mężczyźni byli debilami, ale nie zamierzam udawać, że nie wiem o co panu Tomaszowi chodzi.

Oczy moje brązowe otwierają się szeroko kiedy czytam takie zdanie wypływające ze szlachetnej filozoficznej klawiatury:

“Pisałem o morderstwie, a kara śmierci nią nie jest. I jeszcze jedno: jeśli coś jest złem, to jest nim niezależnie od tego, czy w jakims kraju to coś jest dopuszczalne czy nie. Proszę się zatem bardziej wysilić.”

i dalej:

“Morderstwo jest zabiciem niewinnej osoby. Kara śmierci jest zabiciem winnej osoby, by chronić społeczeństwo. Widać różnicę???”

Nie widać.

Definicja filozoficzna morderstwa jest taka, że jest to zabicie niewinnej osoby. Bardzo piękna definicja.

Tu jest klu, pardą le mot.

Albo się jest za życiem, albo się jest za niektórym życiem.
Bo ja to widzę tak, że albo życie jest wartością najwyższą, samo w sobie, bez względu na okoliczności, albo nie jest i można dopuścić wyjątki.

Jeśli zaczynamy wartościować życie na przynależność jego do osoby winnej i niewinnej, to o czym rozmawiamy? Nadal o Życiu jako wartości samej w sobie, czy już o czymś innym?
Bo jeśli o czymś innym, to ja bardzo proszę o trochę wyrozumiałości dla ludzi podejmujących decyzję o aborcji. W szczególności dla zgwałconych kobiet. Pokornie upraszam.

Pozostając w sferze wartości, zupełnie nie mieszanej ze sferą oczeczeń sądów, czy naprawdę zawsze wiemy kogo i czy słusznie skazujemy na karę śmierci? A może tutaj już właśnie jest to zamieszanie?
Bo czy Tomasz Terlikowski dopuści morderczy, acz sprawiedliwy, bo zaiwiniony, samosąd? Czy nie dopuści?

Uproszczę.
Mam wrażenie, że Tomasz Terlikowski wyznaczył sobie, szczytny skądinąd cel, upominania się o życie tych nienarodzonych istot. To jest piękne, a raczej byłoby, gdyby w swojej obronie Życia był konsekwentny.
Oczywiście można walczyć o prawo do Życia (jako wartości) jednych, lekko mając tę samą wartość wobec innych, bo zmieniają się warunki brzegowe.

Czy więc ja, taka Gretchen, nie zabijająca żadnej żywej istoty (oby Ci z Góry wybaczyli mi te trzy karaluchy!), a istotę żywą rozumiem bardzo szeroko, jestem bardziej debilem, czy mniej debilem?

Ciekawa rzecz... Nie nauczam, nie nawracam, nie narzucam. W ogóle niewiele od ludzi chcę, a już z cała pewnością nie oczekuję podzielania moich poglądów.
I siedzimy sobie dwa dni temu z Baśką na trawie, a ona pac i zabija komara, który mnie żre.

- Nie zabijaj, żesz kurka - mówię spokojnie, aczkolwiek poważnie.

- Ojej! Przepraszam... - i widzę, że jest naprawdę przejęta.

Walka zawsze wyzwala opór.
Konsekwencja i spokój są bardziej skuteczne.
Trzeba tylko cierpliwości.


Ludzie nie są debilami. Popełniają błędy,podejmują straszliwe decyzje, dokonują czynów okropnych. Niekiedy.

Ci ludzie, to każdy z nas.

http://terlikowski.salon24.pl/233805,dlaczego-jestem-debilem#comment_3315515

6 komentarzy:

grześ pisze...

Oooo, znowu jakaś telepatia, zastanawiałem się czy nie napisać na temat ten, sprowokowany komentem T.Terlikowskiego, że kara śmierci to nie morderstwo.

Ja zresztą w sumie i karę śmierci i aborcję i zabójstwo w obronie własnej czy cudzej za zło uważam.

To ostatnie najbardziej uzasadnione, ale zło.

Z tej trójki najmniej uzasadniona jest (moim zdaniem) właśnie kara śmierci.

A gradacja winny-niewinny, to juz zupełna paranoja.

Uważać aborcję za zło z tego powodu, że płód jest niewinny 9co to w ogóle znaczy i jak mógłby być winny?).

No i co do kary śmierci, czemu winny jest homoseksualista w Iranie, kobieta niezamężna uprawiająca seks w Nigerii czy Tybetańczyk w CHinach?
wszystkich pewnie legalnie (wg tamtejszych praw) w majestacie prawa na karę śmierci skazać można.

Anonimowy pisze...

A co mają Iran, Nigeria czy Chiny do kary śmierci jako takiej?

Ostatni wykonany wyrok w Polsce był akurat za gwałt i zabójstwo. Czy jeśli dopuszczam kaes w tym wypadku, to znaczy że wykazuję mordercze zamiary wobec homoseksualistów, niezamężnych i Tybetańczyków? ;)

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Jak widzisz mnie sprowokowało całkiem, a ta telepatia już przestaje mnie dziwić. :)

Rozumiem, o ile w ogóle, że Tomasz Terlikowski rozumuje w taki sposób, że dziecko jest niewinne więc na śmierć nie zasługuje, a taki dajmy na to bandzior okropny zasługuje, bo jest winny.
Otóż dziwi mnie takie stawianie sprawy w odniesieniu do życia traktowanego jako wartość, gdyż wychodzi na to, że życie bandziora jest mniej warte, stąd już tylko krok do kolejnych różnicowań.

Zdumiewa mnie ta niekonsekwencja...

Specjalnie pominęłam kwestie uregulowań prawnych, żeby obraz był jak najbardziej klarowny.

Pozdrowienia.

Gretchen pisze...

Anonimowy,

Nie, oczywiście, że nie.
Chodzi raczej o to, że nie możesz w tej sytuacji uważać siebie za obrońcę życia.

Chyba, że możliwe są jakieś specjalizacje: obońcy życia poczętego, obrońcy życia homoseksualistów, obrońcy życia kobiet mądrych, obrońcy życia kobiet głupich - analogiczne kategorie można stworzyć dla męskich odpowiedników, ale już jako kolejne dwie osobne grupy obrońców, itd...

Może dla kogoś ma to sens, dla mnie nie.

A dalej, to niech się Grześ tłumaczy. :)

grześ pisze...

Pino(?), mają to, że karę śmierci uważa się (jej obrońcy uważają ) za broń i instrument Państwa przeciw tym, którzy ten porządek, moralność zakłocają.

Tyle że jak wiadomo na świecie relatywizm panuje i w każdym kraju ta kara śmierci za coś innego jest , więc gadanie, że ona tylko dla winnych jest mnie dziwi.

Bo w zależności od reżimu tym winnym można być za cokolwiek, w tym za niewinność też.

Pino MC pisze...

"Chodzi raczej o to, że nie możesz w tej sytuacji uważać siebie za obrońcę życia."

I chwatit, bo się nie uważam.

Grzesiu, przykro mi, ale to co napisałeś jest niespójne.
Nie wiem co to znaczy, że "obrońcy" uważają kaes za coś tam. Mnie ta sprawa specjalnie ni zieje ni grzębi, ale gdyby ktoś pytał, to owszem, uważam ją za możliwość dopuszczalną prawnie w bardzo konkretnych przypadkach, nie mających nic wspólnego ze standardami nigeryjskimi czy chińskimi. I tyle, żadna tam broń czy instrument Państwa w rozumieniu ideologicznym. Gwarantuję Ci, że zdecydowana większość zwolenników kś uważa podobnie.
Poza tym jakby nie patrzeć, takie Stany czy Japonia to strasznymi reżimami nie są. A że większość znosi? To może i dobrze, ale jeśli nie daj Bór zaczną się w cywilizowanej części świata jakieś konflikty wojenne, to trend się odwróci.

No dobra, miało być o jeżach, nie o komunistach, czy tam o karze śmierci :)

Loguję się, może mnie tym razem blogspot zapamięta.