23 grudnia 2010

Daj nam wiarę, że to ma sens...

Przyszedł do mnie spokój po miesiącach szarpania sobą, po wstrząsach poważnych, pożegnaniach i powitaniach, po wszystkich szaleńczych emocjach jak to u mnie. I normalnie wracałam z pracy, chociaż nie, nie tak jak zwykle... Zadzwoniła do mnie dzisiaj jedna z moich pacjentek czy mogłaby mnie odwieźć do domu. Tak, wiem jak to dziwnie brzmi, ale chciała mi dać taki prezent i to drzewko cyprysowe też, które jest w tym roku moją choinką. Wysiadłam z samochodu, zajrzałam do sklepu po jedzenie dla kota, żeby Ruda z głodu nie padła, bo nie godzi się i poczułam go wtedy.
A może jeszcze kilka godzin wcześniej podczas rozmowy z Arturem, który dziwi się światu, że Święta idą a ja w pracy siedzę. Więc o Świętach rozmawialiśmy i o pośpiechu, i wtedy pierwszy raz poczułam, że zwalniam.
Później, kiedy szłam Asnyka świadomie zwolniłam krok. Powiedziałam sobie, że właśnie szaleństwo się skończyło, że mam tydzień wolnego, że nowe idzie do mnie z Nowym Rokiem.
Dotarło do mnie, że nie jestem smutna. Dziwne. Może to dzięki temu, że poprzednie Święta były teatrem hipokryzji, o której nie miałam jeszcze pojęcia? Może dzięki temu jak bardzo dostałam po grzbiecie w ostatnich miesiącach, doceniam nagle pojawiającą się możliwość pobycia ze sobą na moich warunkach? Może dlatego, że jadę jutro wcześniej do Matki mojej, żeby pomóc w przygotowaniach co niespodziewanie wydaje mi się jakimś niezwykłym wydarzeniem?
Właściwie to nie jest aż tak ważne dlaczego nie jestem smutna, grunt, że nie jestem. A mogłabym.
Usiadłam sobie zastanawiając się czy pisać czy raczej nie pisać, a jeśli pisać to co napisać. Przypomniał mi się mój świąteczny wpis sprzed dwóch lat wraz ze wszystkimi konsekwencjami jego w postaci niezliczonej liczby dobrych słów. Jedna osoba nawet rozesłała te życzenia swoim znajomym.
Znalazłam go. Brzmiał tak:


Od kilku lat, po kolacji Wigilijnej, kiedy już nadchodzi prawdziwa Cisza słucham kolędy.
Nie wcześniej, tylko właśnie wtedy.
Za każdym razem płaczę, ale to są dobre łzy i potrzebne. Łzy zazwyczaj są potrzebne i najczęściej dobre.
Zatem.
Zbliża się czas najpiękniejszy, najłagodniejszy, czuły, świetlisty, pachnący...
Każdemu, kto mnie zna w jakiejkolwiek formie, a także wszystkim tym, którzy mnie nie znają choć te słowa czytają.
Wszystkim moim Przyjaciołom, Wrogom, osobom mi niechętnym i tym, które darzą mnie nieposkromioną sympatią.
Każdemu, bez względu na to, czym te Święta dla Was są:
Prawdziwej Ciszy
Wewnętrznego Spokoju
Równowagi
Bliskości z tymi, którzy są ważni
Dziecięcej radości
Dobroci
Miłości
Współobecności
Nadziei
Wolności
Oddechu
Prawdy
Śmiechu, szczerego i z głębi serca. Takiego, który pozbawia oddechu
Smutku, który bywa dobrym przyjacielem
I czasem łez, które najczęściej są dobre...


***

Tego wszystkiego Wam życzę i dziś, wykorzystując do tego okazję świąteczną.
Jeśli zechcecie posłuchajcie też tej kolędy, która jest smutna, ale niesie nadzieję. Druga niech Was otuli ciepłem i spokojem.








Dobrych Świąt od Gretchen

12 komentarzy:

Pino MC pisze...

O, nawet o babci jest wzmianka :P

pozdrawiam,
Bażant Poranny

Gretchen pisze...

Pino,

A pewnie, jest. :)

Najlepsze życzenia Babci przekaż ode mnie proszę i Czajnikowi i ma się rozumieć Fraszeczce. :)

Pino MC pisze...

tak uczynię

grześ pisze...

Ja o tym smutku, który może być/jest przyjacielem:)

dziwne to jest, ale nieraz mam czas tak, że mimo smutku/melancholii/przygnębienia czuję się dobrze i dobrze mi z nim.
Znaczy taka spokojna rezygnacja może to jest, uczucie, które nie przeszkadza, nie przytłacza, nie drażni.

Tak się w ogóle zastanawiam, że nie ma sensu na siłę wypierać złych uczuc, bo wrócą ze zdwojoną siłą.
Trzeba je zaakceptować w sobie i mimo nich działać/robić coś dobrego, uśmiechać się smutno:)

Nie jest tak, że tylko na wesoło czy w jakimś pozytywnym nastroju da się normalnie funkcjonować.

dorka blee pisze...

Nie jest łatwo, jak nie ma razem tych, co być powinni. Zwłaszcza wtedy ten pusty talerzyk nabiera sensu, symbol ciałem się staje...

Smutno mi, Boże...

Ale nadzieja, to jest coś, bez czego człowiek niczym. I wiara.
Nie ma znaczenia w co.
Wierzyć trzeba.

dorka blee pisze...

A tak w ogóle i w szczególe, to mi życie wraca :))

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Nic dodać, nic ująć - też tak myślę o smutku jak Ty.

Pozdrowienia świąteczne wciąż. :)

Gretchen pisze...

Dorciu,

Nikt nam nie obiecywał, że będzie łatwo, lecz nic to nie zmienia i kiedy nie tylko nie jest łatwo, a bywa wręcz trudno, to nie od razu umiemy złapać tego sens.
Ja z pewnością nie potrafię. Rzucam się w nieumiejętności złapania sensu, bo przecież chciałabym coś tam inaczej.

Te puste nakrycia, opłatek, wspomnienia... Dla mnie to łącznik z tymi, których nie ma i nieważne czy ich nie ma, bo odeszli Tam, czy ich nie ma z powodów prozaicznych. W ten sposób wszyscy są. :)

Bardzo się cieszę, że życie Ci wraca, a wraz z nim radość. Dziwna ta plecionka, którą nam dano, ale jedyna jaką mamy do dyspozycji w końcu.

Pozdrowienia świąteczne i odświętne.

merlot pisze...

Panno G – składam Ci pod Twoim cyprysem życzenia spod serca i spod naszej choinki. Chciałem Tobie (i Wam, dziewczyny też) wysłać regularne życzenia mailowe, ale stwierdziwszy brak adresu Pino i Grzesia twórczy entuzjazm mi opadł, że się tak wyrażę. Co nie zmienia faktu, że Wam wszystkim życzę naj, naj...

Gretchen pisze...

Merlocie,

bardzo Ci dziękuję. Oczywiście ja Tobie, i wszystkim zgromadzonym wokół tej przepięknej choinki, też samej szczęśliwości życzę.

:)

Pino MC pisze...

dziękuję Merlocie

Bażant napisz coś!

grześ pisze...

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku i dołączam się do apelu Pino, no:)