1 stycznia 2011

2010/2011

Początek sezonu grzewczego objawił się w mojej wysokiej wieży zimnymi kaloryferami, co ignorowałam starannie i konsekwentnie, lecz jak się mieszka w wieży uwzględnić należy zmienność wiatru. Zwłaszcza zimą bywa owa zmienność nieprzyjemną, gdyż ciepła dotąd kryjówka zmienia się nieprzychylnie zimną. To zmobilizowało mnie to zawezwania pana. Pan przyszedł i struchał na widok mojego pałającego żądzą mordu psa, choć po chwili okazało się, że pan ma kliniczny lęk przed psami z powodu pogryzienia w dzieciństwie. Uznałam, że pan nie jest rasistą w tej mierze, po prostu boi się psów. Zdarza się. W czasie wykonywanie obowiązków służbowych prowadziliśmy sobie uroczą pogawędkę kynologiczną w czasie której pan uznał, że pudelek byłby lepszy, a poza tym nie rozumie dlaczego młodzi ludzie trzymają takie bestie w domu.
Bestia siedziała usmyczona tuż przy mojej nodze i dziwiła się światu, że ktoś w tym domu wspomina o pudlach i co to w ogóle jest taki pudel, ale jak wiadomo amstaff pudla nie zrozumie i odwrotnie. Próbowałam panu wyjaśnić, że to jest nadzwyczajnie dobry pies, ale pan wierzy mediom i zasłania się torbą z narzędziami. Wygłosił też takie zdanie: wie pani, pies to tylko zwierzę i nigdy nie wiadomo, to tak jak z człowiekiem, co też może się w ludzkiej głowie zrodzić i do jakiego nieszczęścia doprowadzić...

Na ten nowy rok życzę sobie, żebym nigdy nie popadła w taki lęk przed światem, by widzieć w nim tylko zagrożenie, zło, zbrodnie i nieszczęścia.

Niedawno Najlepsza Szefowa abdykowała po siedmiu czy ośmiu latach niezwykłego prowadzenia naszego Posterunku i nikt się nie zająknął nawet o tem. Przyszedł nowy dowódca, dość ślamazarny jak się zdaje i nadal nikt Najlepszej Szefowej nie powiedział jednego słowa. Na przykład dziękuję.
W tym tygodniu zmarła mama Najlepszej Szefowej i może widać było jakieś poruszenie, ale nie słyszałam, żeby ktoś zaproponował zbiórkę pieniędzy na kwiaty, które można byłoby złożyć w czasie pogrzebu. Widziałam za to zaciętość, widzenie nie dalej jak do końca własnego nosa i takie tam.

Na ten nowy rok życzę sobie, żebym przenigdy nie traciła z oczu człowieka i swojej wrażliwości, która być może wielokrotnie doprowadza mnie na skraj przepaści, ale wolę tak. I żebym umiała ją okazywać innym.

Godzinę temu wzięłam psa na tradycyjny nocny spacer, a że mieszkam w pobliżu klubu to zderzyłam się ze światem sylwestrowej imprezy. Zataczamy z Gretą koła na trawniku aktualnie pokrytym śniegiem i lodem, ja w nadziei na szybkie załatwienie sprawy, Greta w nadziei na znalezienie kawałka bułeczki do zjedzenia. Wtem, krokiem chwiejnem, wyłania się postać kobieca w sukience czarnej na ramiączkach cieniutkich i łka. Normalnie łka w głos. Dłońmi zasłania twarz i łzy się leją rzęsiste. Wysokie ma obcasy doczepione do butów, a jest ślisko. No w ogóle jest zimno, ślisko i nie za bardzo na takie wycieczki w takim stroju, ale ja rozumiem jak to jest jak kobietę najdzie na płacz. Nic się nie liczy. No i niby nie wiem z jakiego powodu ona tak, ale dziwnie się domyślam.

Więc na ten rok nowy życzę sobie nie płakać z takich powodów, czy też takiego powodu. Mogę oczywiście życzenie rozszerzyć, żeby nie płakać w tym roku wcale, bo niby czemu nie rozszerzyć skoro to są życzenia? Rozszerzam.

Bez cienia fałszywego wstydu mogę powiedzieć, że życzę sobie dobrze i to nie tylko na ten rok, ale na ten szczególnie. Poprzednik dał do pieca równo i solidnie. Naiwnie myślałam, że poprzednik poprzednika wyczerpał limit, ale gdzieżby tam.
To był straszny rok. Przerażający.

Byliście kiedyś u astrologa? Mniejsza z tym czy byliście, to tylko taki wstęp do wyznania, że ja byłam. W kwietniu?
Pierwszy kwadrans minął na tym, że pani mówiła mniej więcej tak: trudne pani miała życie i teraz jest bardzo trudno. Wszystkie stare sprawy się postanowiły zamknąć i wiele osób z przeszłości do pani wraca i będzie wracać. Poza tym Pluton wszedł w pani zasięg i siedzi na plecach, i posiedzi do końca roku. Trochę odpuści w czasie wakacji, ale proszę nie dać się zwieść, uderzy znowu pod koniec roku. Wszystko się musi podomykać i to potrwa. Boże! Do pani ciągną sami poparpani mężczyźni! Nie chodzi o panią, chodzi o to co pani może dać, żeby można było iść dalej. Oczywiście już bez pani. Ktoś bliski choruje... Niedobrze to wygląda... Możliwe, że gdzieś tak w listopadzie, grudniu... Niekoniecznie, ale może się to zakończyć śmiercią. Coś się dzieje też w pracy. Niedługo będzie pani miała już kompletnie dość i podejmie pani decyzję o odejściu, ale zdecydują przyczyny zupełnie inne niż teraz się wydaje, bo ostateczny cios dostanie pani od środka.

W końcu trochę się wkurzyłam i postanowiłam zapytać czy są dla mnie jakieś dobre wiadomości, bo póki co ciemność widzę, widzę ciemność. Okazało się, że są. Nie może to być! A jednak!
Alora, życzę sobie, żeby to się spełniło. Skoro spełnił się zapluty Pluton...

Zamknęłam te stare sprawy, które wracały bez mojego zaproszenia. Zamknęłam milczeniem, nie wchodzeniem w zaczepki, zamknęłam dając odgłos paszczą. Dobrze. Mam nadzieję, że to już wszystkie.

Podjęłam decyzje zawodowe.

Pożegnałam Małgosię w jej dotychczasowym kształcie.

Poradziłam sobie żyjąc z połamanymi kończynami.

Ale w tym roku zdarzyły się też rzeczy miłe. Pojawiła się Greta, która jest wielkim i cudownym przyjacielem, nieco jeszcze szczeniakowatym, ale w końcu ma tylko siedem miesięcy. Obawiam się, że byłam w jej wieku zdecydowanie głupsza. Wszyscy rwący włosy z głowy, że chyba zupełnie zwariowałam i rozum mi odjęło ostatecznie, dzisiaj ją kochają i wzajemnie zresztą.
Spełniłam swoje marzenie o amstaffie. Sama i na własną odpowiedzialność. Było warto.

Pojawili się nowi ludzie, którzy stali się bliscy.

Przekonałam się, że powodzi konformizmu nie można ulegać, bo jednak znajdzie się jeszcze ktoś, kto jasno powie co myśli.

Doświadczam tego z jaką siłą dobre intencje wracają.

Spędziłam kolejne Święta z mamą.

Mieszkam u siebie i to nic, że miejsca tu nie jest zbyt wiele, ale wystarczająco jest, i pięknie. Bardzo lubię tę moją wieżę. Zwłaszcza po wizycie pana, bo grzejniki dają aż strach.
Ludkowie się dobrze czują w tej mojej przestrzeni.



Miejcie się dobrze w tym nowym roku, który tak wiele przyniesie. Smakujcie dobrego i nie dajcie się trudnościom. Smak życia jest i w jednym, i w drugim.
Szczęśliwie Ci z Góry dają nam jednak tę Moc na wyposażeniu, żeby się nie dać, nie spopielić, nie zapomnieć ścieżki powrotnej.

To jest tylko blog, ale w tym roku to było szczególne, że byliście w moim powichrowanym mikrokosmosie, oddawanym przy pomocy literek wystukiwanych na klawiaturze. Dziękuję za to. I za każde słowo, które było sygnałem, że po drugiej stronie jest ktoś, i że nie mówię w próżnię.


12 komentarzy:

grześ pisze...

Dobre te życzenia są, no i tyle.PIosenka akurat znana i klasyczna, ale w sumie proste rozwiązania bywają najlepsze.

Ale żeby nie było zbyt miło, to złośliwie zapytam "rządza" to chyba od "Rządzenia" nie od "żądania"?

:)

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Poprawiłam zanim przeczytałeś, ale i tak dziękuję za umocowanie w wersji poprawionej. :)

Życzenia są dobre, bo takie miały być, a piosenka w sam raz kojarzy mi się z moją wieżą. O!

Szczęśliwego!

grześ pisze...

A i jeszcze jedno,miałem to napisać u Owczarka, ale tam jest taki blog, gdzie staram się nie smęcić:) za dużo.
Więc napiszę tu:

ten rok nie był dla mnie taki zły, pokazał mi kilka oczywistych rzeczy:
że człowiek musi najpierw sobie pomóc sam, by inni mu pomogli, że zaniedbania i zaniechania stare sie mszczą nawet po długim czasie
że w gruncie rzeczy człowiek czasem zostaje całkiem sam i że nie ma co się uzaleźniać od kogoś.
Przyjaźn jest super, ale sa sprawy, z którymi trza se poradzić samemu.

Że nie warto spełniać czyichś oczekiwań wbrew sobie.

Że tyrzeba się rozwijać, zmieniać to co się da zmieniać i pogodzić zię z "niezmienialnym".

Że życie w gruncie rzeczy jest fajne.

A to co złe, to taka próba no, nie po to by się załamywać, tylko by walczyć.
I tego mam zamiar się trzymać.

A poza tym "żyj i uśmiechaj się do ludzi"
.
No i wszystkie postanowienia noworoczne zmojego tekstu:)
\

grześ pisze...

Hm, okropny jestem z tą obsesją ortograficzną:)

Pino MC pisze...

Ja tam już nie wiem, nasz genialny plan okazał się po rozważeniu nie taki genialny, trzeba będzie wymyślić coś nowego. :P

http://www.youtube.com/watch?v=dUcWiRwtUxw&feature=related

Gretchen pisze...

Wiesz co Grzesiu, Twoje wnioski są mi dziwnie bliskie i rzeczywiście tak to jest, jak piszesz. Oczywiście najtrudniej jest to przyjąć kiedy zaczynamy się buntować i miotać w szale wściekłości. :)

Życzę Tobie i sobie, i wszystkim w ogóle nieustającej pogody ducha, która skutecznie zapobiega atakom szału i miotania się. Jest taka piękna modlitwa:

Boże,użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,czego nie mogę zmienić.
Odwagi, abym zmieniał to,co mogę zmienić.
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Pozdrowienia.

Gretchen pisze...

Pino,

Coś się wymyśli. :))

Dzięki za piosenkę, jest ona jedną z piosenek moich ulubionych.

Pino MC pisze...

"Szkoda mi nie pożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale ty Panie wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół."

scenki pisze...

Dziękuję za tę piosenkę. Od ponad 20 lat słucham jej w każde urodziny (taki prywatny rytuał). Ech :)

Gretchen pisze...

Bardzo proszę uprzejmie. :)
Też ją lubię, a już zwłaszcza odkąd zamieszkałam w mojej wieży.

Gretchen pisze...

Pino,

Przeoczyłam Twój komentarz, nie wiem jak to się mogło stać. Przesłanie jasne i klarowne. :)

Pino MC pisze...

Pisklak, kurde...