8 kwietnia 2010

Codziennik Gretchen: 7 kwietnia

dobre uczynki: grzeczność i uprzejmość
złe uczynki: brak zaufania do pracodawcy
nastrój: siakiś takiś
napęd: ooooo
motywacja: się błąka

***
Przeprowadzka nabiera realnych perspektyw.
Rano przyszedł pan na konsultację, kazał sobie palcem pokazywać co idzie, a co jedzie, a czy może coś zostaje.

Najzabawniejszym momentem było nasze pojawienie się w sypialni. Pan spojrzał na szafy i z nieukrywaną przesadnie trwogą w głosie zapytał, a może bardziej stwierdził, że wszystkie są zapewne zajęte...
No tak, szafy mają 3,40 wysokości i jakieś 5 metrów szerokości, znaczy na takiej ścianie są umiejscowione...
Pospieszyłam uspokoić rozedrganego mężczyznę, że zajmuję tylko jedną część tego całego kombinatu. Wyraźnie mu się poprawiło od tego.

Zapisywał wszystko, nie reagował na moje skrzące się dowcipem uwagi, po czym wydedukował cenę w opcji “my spakujemy pani całą kuchnię” i w opcji “sama pani pakuje kuchnię”.
Cała kwota odrobinę mnie poruszyła, przy czym oszczędność na samodzielnym upychaniu talerzy, szklanek, kieliszków i tym podobnych akcesoriów wynosi sto polskich złotych. Powiedziałam, że się zastanowię i zadzwonię do pana w późniejszych godzinach, gdyż chciałam przeprowadzić konsultacje społeczne dotyczące ceny.
Konsultacje wypadły druzgocząco dla mnie, bowiem wszyscy z całego serca krzyczeli, że to jest tanio i fajnie, że usługa szeroka, że to tamto.
Niestety, wizytówkę firmy zostawiłam niezwykle przezornie w domu więc nie dotrzymałam obietnicy danej konsultantowi do spraw.
Zadzwonię jutro.

Poruszona powiewem zmian podjęłam decyzję o odebraniu moim lokatorom kluczy. Wyprowadzili się tuż przed Świętami, posprzątali i jedyne co nam pozostało to formalność przejęcia kluczy od mojego w końcu domu domu.

Udałam się tam po pracy, klucze przejęłam, lokator niedawny wyszedł.
Zamknęłam za nim drzwi i usiadłam sobie w tym moim mieszkaniu, w którym tyle dobrego wydarzyło się innym ludziom, w którym dawniej mnie spotykały dobre rzeczy. To jest moje miejsce, bez cienia wątpliwości. Nie wydało mi się małe metrażowo, nie wydało mi się obce - każda rzecz, płytka na podłodze, kolor ścian, kolorystyka ogólna - to wszystko jest dotknięte moją ręką i mną. To mieszkanie jest najbardziej prawdziwie moje ze wszystkich w jakich mieszkałam.
Wydawało się trochę zdziwione moją obecnością.

Wszystkie dotychczasowe meble zabierze Baśka w ramach modernizacji pokoju swojego syna, a ja przywiozę te, które mam teraz. Będzie pięknie, porażająco.
Może nawet ten stareńki Singer się zmieści?

Fajnie byłoby pomalować ściany, ale nie mam już tyle czasu, żeby to zrobić przed więc wymyśliłam, że wprowadzę się i rozgoszczę, a farby i cały osprzęt kupię na czas urlopu letniego, i pomaluję sama. Będę musiała wgryźć się trochę bardziej w sprawy technologiczne, bo już widać pęknięcia, co zdaje się świadczy o konieczności użycia szpachelki.
O ile szpachelka, to po coś, zupełnie w tej chwili odgdnąć nie potrafię po co, co miałoby się na niej znaleźć, o ile w ogóle by miało. Takie tam codzienne refleksje kobiety niejako specyficznej.
Normalne kobiety zastanawiają się jakiego drinka z parasolką wybiorą leżąc pod słońcem na leżaku, piasek mając wokół siebie, a ja się zastanawiam co umieścić na szpachelce.
Świadczy to o mojej wyjątkowości i niepowtarzalności, o czym wszyscy właściwie wiedzą, nie wyłączając mnie w osobie własnej. Taka jestem fajoska, że strach.

Dzisiejszy dzień przyniósł jeszcze coś, co nazwać można Cudem w Publicznej Służbie. O ile mój szlachetny pracodawca nadal częściowo będzie mnie okradał, to w innej części już nie będzie i zapłaci za pracę weekendową tyle, ile się należy. Alleluja!
Opędzam się od szpetnych myśli, że pracodawca coś kręci. Pewnie nie ma we mnie tej pięknej ufności dziecka, że jak ludzie coś mówią, to wiedzą co mówią i słowa dotrzymają. Pewnie jestem zepsuta do szpiku kości własnych, dlatego wietrzę podstęp przyglądając się wiadomościom dobrym z entuzjastycznym dystansem, złe odganiając jak muchę.

Tyle tygodni walk i wrzasków, tyle przepychanek, oskarżeń, szydzenia i lżenia, aż tu nagle zapłacą? Przedziwne.
Mówią też, że zapłacą co miesiąc, a mogliby co kwartał. Mówią, że nie ubruttowią podwójnie, lecz normalnie. Mówią spokojnie i grzecznie.
Jakież to kojące i podejrzane...

Jeżeli się sprawdzi, nagle okażę się kobietą zamożną. Będę ciężko pracować, ale za konkretne pieniądze. Nie będę miała czasu na dywagacje filozoficzne.
Będę robić to co umiem, na czym się znam i za co Ci z Góry mnie lubią. Wyjdę Im naprzeciw. Wyraźnie tego chcą.
Niech będzie.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Apropos tego, co umieścić na szpachelce...

Będąc czasu onego w identycznej sytuacji, ale wiele la wcześniej w technologicznym rozwoju akcesoriów remonciarskich, na rzeczonej umieściłam taką babską zaprawę: woda + mąka, narażając się jednakowoż na publiczne obśmianie przez mojego rodziciela płci męskiej.

Trzyma się do tej pory, a rodziciel odszczekuje obśmiewanie za każdym razem, kiedy jest okazja :)

Polecam, żwłaszcza do dziur, pęknięć nie sprawdzałam :-))))

Pino MC pisze...

God Demet, cztery osoby na liczniku o tak wczesnej porze.

Cześć Dorciu.

Gretchen pisze...

Dorciu,

Dziękuję za poradę. Kto wie, może się przyda i dzisiaj kiedy technologie remontowe wydają się bardziej zaawansowane, a jednocześnie bardziej przystępne dla w miarę rozgarniętej osoby?

Przeczuwam też Twoją dziką radość za każdym razem kiedy rodziciel kolejny raz odszczekuje, bo o generowanie okazji podejrzewać Cię nie będę. :)))

Gretchen pisze...

Hello Bażantku.

:)

Pino MC pisze...

Dzień dobry. Albo zwariuję, albo osiągnę jakiś wyższy poziom zen. Tertium non datur. Pururu

grześ pisze...

Hm, najpierw zadam pytanie:

"szafy mają 3,40 wysokości"

To co ty w jakims zamku mieszkasza?

Mieszkam w wysokiej wieży...:)

A pod koniec maja Sztywny Pal Azji u mnie w mieście, jeszczo Róże Europy bym chciał:)

pzdr

Gretchen pisze...

Pino,

Mam to samo i uparcie stawiam na wyższy stopień zen. Zwariować to każdy potrafi, poniekąd.

Bażanty się wzbijają. No.

Pururu

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Więc właśnie widzisz, nie w zamku tylko w kamienicy przedwojennej i takie są tego zalety. Między innymi.

W wieży będę mieszkać za to od końca kwietnia.
Stanę się zupełnie niedostępną królewną. :)

Zapewne też zostaną poddane fotografowaniu zachody słońca.

Zobacz jak ten kosmos dąży do równowagi: wysokość mieszkania mi się zmniejszy, a wysokość zamieszkania zdecydowanie zwiększy i w ten sposób wyjdzie na zero.

:))