21 kwietnia 2010

Kobiety wdowy

Wystarczy uważniej się przyjrzeć, żeby zobaczyć to przecięcie w niej, które wpisuje się tajemniczym znakiem w twarz, ruch dłoni, skórę, duszę.
Zostaje na zawsze, jak ślad miłości zdziwionej nagłym końcem czegoś, co miało nie mieć końca.

Jest rozpoznawalna przez ten ślad, przez ten znak, przez przygaszone światło w oczach i nie ma znaczenia ile czasu minęło od Jego śmierci.

Kobieta, pozostawiona bezdzietnie, bo właśnie podjęli decyzję, że nadszedł czas by dla dziecka zrobić miejsce, lecz tego czasu już nie będzie.

Kobieta, pozostawiona z maluchami, które będą latami odpowiadać na pytania jaki On był, kim był, jak się uśmiechał, co było ważne, co ich połączyło, czy mnie kochał...

Kobieta, pozostawiona z dziećmi, w których pamięć taty się zachowa...

Kobieta, która w swoich dzieciach każdego dnia będzie widzieć Jego ruch, gest, krok, uśmiech, grymas.
Cząstka miłości zachowana w drugim człowieku, bolesna i nieskończenie radosna.

Jego ulubione miejsce w domu...
Kubek kawowy czy herbaciany...
Miejsce w łóżku, obok niej...
Poduszka...
Ręcznik...
Ubrania, które wrzucił chwilę temu do wyprania, a które z pewnością wypierze, nie wiadomo po co...
Jego zapach obecny w ich domu, jeszcze obecny, zanim zaniknie...
Został płyn po goleniu. Właściwie od dawna nie czuła już tego zapachu - tak była z nim oswojona.
Weźmie flakonik, zamknie oczy i wypełni się zapachem, który już dziś jej mózg odbierze boleśnie wysyłając do ciała komunikat sprawiający, że nagle z rozpaczy zegnie się wpół.

W chwili, w której dowiedziała się, że umarł, poczuła jak sama umiera, ale w tamtej chwili nie może wiedzieć, że będzie konała jeszcze wiele razy.
On odchodzi raz, ona umrze setki razy.

Będzie musiała Go pochować i stawić temu czoła.

Dziesiątki kolejnych dni pokażą, że to był początek, bo pójdzie do sklepu i już nie będzie miała powodu kupowania bułek, które tylko on jadł, bo ona wyłącznie zdrowe pieczywo, a nie jakieś tam chrupiące, pszenne bułeczki.
Ugotowanie czegoś co lubił też już nie ma sensu, tylko on w domu to lubił.
Nie będzie się umawiać, kto pierwszy idzie rano do łazienki. Nie ma się z kim umawiać.
Nie wkurzy się na niego, nie pokłócą się już o nic.
Taki był denerwujący z tymi swoimi przyzwyczajeniami.
Ale kładł jej rękę na brzuchu kiedy miała okres i wszystko ją bolało. Więc kładł tę rękę i po chwili mijało.
Kochała Jego dłonie. Zdarzało jej się patrzeć na nie ot tak i przypominać sobie jak nocą ogarniały ciepłem jej ciało.

Tysiącami nocy będzie za Nim tęsknić w skowycie łez.
Nie zdoła wydrzeć z siebie bólu i nie uwierzy, że za jakiś czas ten ból ucichnie.

Zanim okaże się, że On może być przeszłością...

Jak to jest, że wszystkim nam bliscy umierają w tym lub innym czasie i każdy z nas się z tym zmierzy. Pożegnamy rodziców, ciocię, wujka, dziadków, wiele osób pożegnamy. Często w dramatycznych okolicznościach. Naturalność śmierci niekoniecznie nas przekonuje.

A mimo to, mimo wszelkich pożegnań których doświadczamy kobieta, która traci swojego Mężczyznę nosi w sobie szczególny ból. Nie większy, ani nie mniejszy, ale bardzo szczególny.

Przyjdzie czas, że zmieni przyzwyczajenia, schowa jego rzeczy, część po prostu wyrzuci.

Przyjdzie czas, że położy komuś poduszkę obok swojej.

Chciałabym, żeby spotkała innego mężczyznę.
Innego mężczyznę, który zrozumie i uszanuje tę nieskończoność w niej, niezrozumienie powodów, poczucie niesprawiedliwości.
Bo ten mężczyzna będzie musiał, o ile zechce, żyć z odpryskami przeszłości, a nie jest łatwo stanąć mężczyźnie wobec nieobecnej obecności drugiego.

Chciałabym, żeby dojrzała i poczuła jeszcze raz. Inaczej, ale też pięknie.

Pamiętam, że na moim osiedlu kręciła się pewna kobieta. Miała zabandażowaną głowę i twarz. Legenda niosła, że straciła męża i już nie chciała się światu pokazać inaczej. Widywałam ją wielokrotnie i za każdym razem czułam ból od niej płynący, chociaż przecież nie wiem dlaczego tak wybrała.
Wraca do mnie jej obraz co jakiś czas, jak symbol, z którym się nie zgadzam choć głeboko szanuję.

Śmierci nie da się cofnąć, ale można pozwolić życiu płynąć.
Spokojnie.
Nawet jeśli zechcesz je zatrzymać, to życie będzie płynąć, w tym pewnie tkwi jego istota.
I to dobrze.

Co dzisiaj się wydaje nierealne, będzie odmienioną codziennością.


Pewnego dnia obudzisz się wolna.
Bez łez.

Pewnego dnia poczujesz, że nadal żyjesz, choć myślałaś, że tysiąc razy umarłaś.

A jeszcze potem przyjdzie dzień, w którym złapiesz oddech.

Głęboki.

Twój.

16 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No i się rozbeczałam.

Dajim, Boże, ukojenie...

Gretchen pisze...

Dorciu,

Mogę tylko powiedzieć jedno słowo.

Amen.

Jeżyna pisze...

piekne. prawdziwe. poryczalam sie.

Gretchen pisze...

Jeżyno,

Dziękuję.

grześ pisze...

Piękny tekst.

Pozdrówka

Igła pisze...

No kurde, tylko nie pisz o sobie dziewczyno.
Poco?

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Bardzo dziękuję.

Pozdrowienia.

Gretchen pisze...

Igła,

A jakby się tak zastanowić, spokojnie i bez przeciążeń, to po co?

Wszystko jest po coś, ja tylko pytam po co akurat Gretchen.
Nie pytam dlaczego. Już nie.

Igła pisze...

No poco pytasz, się pytam?

Jesteś piękna, młoda i mądra, więc jasne, że nie dla tego.

Gretchen pisze...

Igła,

To ja już prócz swojej piękności, młodości i mądrości nic więcej nie mam.
Przy czym będę się upierać, że to trzecie jest szkodliwe dla kobiety.

I czy ja mogę sobie wpisać to Twoje zdanie w opis na blogu?
O matko! Ktoś zauważył!

Dziękuję Ci Igło.

Igła pisze...

To dopisz jeszcze, że gupia jesteś.
A taki Nicpoń kocha cię platonicznie.Nooo...
:)

Gretchen pisze...

Igła,

Ale jak dopiszę, że jestem gupia to nie będzie to konweniować z tym, że jestem mądra.

Co robić? Co robić?

Oszczędź Nicponia, bardzo Cię proszę. :)

Jak mi się już wyrówna pod kopułką to napiszę tekst o tym jak się zakochałam w blogerze, którego zupełnie nie znam. O ile mi się wyrówna, a uczucie się utrzyma.

Disclaimer: Znając prawidłowości miotające ludźmi w sieci pragnę nadmienić, że to tak żart jest, prawda, choć w istocie tekst być może powstanie.

Disclaimer do disclaimera: przepraszam, chwilowo anonimowego blogera za to, że być może ten tekst się pojawi. Jest nadzieja, że się nie pojawi i wszyscy odetchniemy z ulgą.

Igła pisze...

Dopisz to co chcesz, i to że ja ciebie lubię też możesz.
:)
A ja mało kogo lubię, bo ZŁY jestem.

I nie pokochałaś żadnego blogera tylko swoją pustkę wypełniłaś miłością.
Pustkę.
Skowycząc..

Gretchen pisze...

Igła,

Mając zezwolenie napisania czego chcę (piękna, młoda, mądra), pominę wątki niewygodne (gupia).
Wplotę, że mnie lubisz, bo to już będzie wydarzenie medialne, że Igła kogoś lubi.

Oczywiście nie pokochałam żadnego blogera. No, bez przesady. Taka łatwa to ja już nie jestem.
Natomiast czytam gościa i rechoczę radośnie.

Pustka natomiast ma swoje zalety. Nieliczne, lecz jednak ma. Lepiej widać i słychać, na przykład.
A durniów wokół, że ho ho.

grześ pisze...

Gre, ostatnio, znaczy wczoraj "TP" czytałem i w tygodniku znalazłem wiersz pewien zacytowany,jakoś mi się on z twoim tekstem i w ogóle z tymi tragicznymi wydarzeniami powiązał:

Wisława Szymborska

Identyfikacja

Dobrze, że przyszłaś - mówi.
Słyszałaś, że we czwartek rozbił się samolot?
No więc właśnie w tej sprawie
przyjechali po mnie.
Podobno był na liście pasażerów.
No i co z tego, może się rozmyślił.
Dali mi jakiś proszek, żebym nie upadła.
Potem mi pokazali kogoś, nie wiem kogo.
Cały czarny, spalony oprócz jednej ręki.
Strzępek koszuli, zegarek, obrączka.
Wpadłam w gniew, bo to na pewno nie on.
Nie zrobiłby mi tego, żeby tak wyglądać.
A takich koszul pełno jest po sklepach.
A ten zegarek to zwykły zegarek.
A te nasze imiona na jego obrączce
to są imiona bardzo pospolite.
Dobrze, że przyszłaś. Usiądź tu koło mnie.
On rzeczywiście miał wrócić we czwartek.
Ale ile tych czwartków mamy jeszcze w roku.
Zaraz nastawię czajnik na herbatę.
Umyję głowę, a potem, co potem,
spróbuję wyspać się z tego wszystkiego.
Dobrze, że przyszłaś, bo tam było zimno,
a on tylko w tym takim gumowym śpiworze,
on, to znaczy ten tamten nieszczęśliwy człowiek.
Zaraz nastawię czwartek, umyję herbatę,
bo te nasze imiona przecież pospolite -

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Piękny wiersz, dziękuję za niego.


"Podobno był na liście pasażerów.
No i co z tego, może się rozmyślił.
Dali mi jakiś proszek, żebym nie upadła.
Potem mi pokazali kogoś, nie wiem kogo.
Cały czarny, spalony oprócz jednej ręki.
Strzępek koszuli, zegarek, obrączka.
Wpadłam w gniew, bo to na pewno nie on.
Nie zrobiłby mi tego, żeby tak wyglądać."

No i co z tego, może się rozmyślił...

Umiera zawsze człowiek i żadna rola, czy funkcja nie ma w takiej chwili znaczenia.
Wystarczy zrozumieć tylko tyle, a chyba łatwiej to przychodzi kiedy skierujemy swoje myśli i dobre słowa w kierunku rodziny.

Igła napisał: " I te rzędy młodych wdów. Jak po powstaniu jakim. Na czarno."
http://szaszka.blogspot.com/2010/04/buty.html

Miałam to samo skojarzenie.

Pozdrowienia Grzesiu.