23 kwietnia 2010

List do Michała [trzynasty]

Minął rok.
Nie wiem Michał czy to dużo, czy mało u Ciebie. Masz Tam w ogóle czas?
Tutaj tik-tak niby zawsze wybija się tym samym tempem, ale ja mam wrażenie złudzenia, bo dla mnie to był bardzo, bardzo długi rok.

Zrobiłeś po swojemu Chłopaku, co nikomu tu się nie podoba, trudno nad Twoją nieobecnością przejść sobie ot tak, choć wtedy niewidzialna sieć połączeń między ludźmi była czymś tak niezwykłym, że nie da się tego zapomnieć.
Uruchomiłeś energię przyjaźni i bliskości, działania, walki, a to nie przemija.
Co prawda sposób wybrałeś, delikatnie mówiąc, kontrowersyjny, tylko że już nic się na to nie poradzi więc nie będę się wykłócać.

Dzięki Tobie pojawiło się wiele dobra. Popatrz na swoich przyjaciół. Popatrz na swoją stronę sieciową. Widziałeś, prawda?
Piękne. Nie zatrzymali się, nie poddali, wygrali.
Wyobrażam sobie jak się z tego cieszysz siedząc gdzieś tam wygodnie rozparty i uśmiechnięty.
Mam nadzieję, że tak jest.

Ten rok jest jak jeden obrót przedziwnego koła Losu...

Znowu zakwitło drzewo, które fotografowałam dla Ciebie wiosną i zaraz znowu przekwitnie.
Patrzę na nie i zawsze mi o Tobie przypomina.

Dzisiaj coś się kończy w moim życiu i akurat w tym dniu. Dwanaście miesięcy temu to było nie do pomyślenia, a jednak... Klamra spinająca... Trochę mi raźniej dzięki temu Michał, bo to jest jak znak przypominający. Dobrze, że byłam w stanie go dostrzec.

Nikt nie wie ile czasu ma przed sobą. Sam widzisz jak się czasem tu szarpiemy i miotamy.
Po co, PoCo?
Znasz już odpowiedzi, przynajmniej niektóre, ale podpowiadać nie można.

Trzymaj Tam za nas kciuki, żebyśmy się nie poplątali za bardzo, żebyśmy nie zgubili kursu, nie stracili z oczu tego, co jest najważniejsze.

Chociaż tyle się zmienia, to wciąż wiele pozostaje trwałe jak fundament, ale Ty przecież o tym wiesz.



______________________________________

http://www.pocofest.pl/

20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

I co mam napisać: że znów się rozbeczałam?
Dużo beczę ostatnio; jakoś silnie nawodniona jestem...

NIe znałam Michała.
A znałam.

Przeglądałam Jego zdjęcia, wypowiedzi przyjaciół, czytałam Twoje listy.
Znałam Michała...


Miałam zamiar napisać o tym.
Zrobiłaś to lepiej.


A ja i tak nie mam gdzie.
Dobrze, że napisałaś.

grześ pisze...

Gre, to już rok, pamiętam tamten czas.

Kurde, te kwietnie z różnych powodów co roku są niefajne i tragiczne.

Pozdrówka i wszystkiego dobrego dla rodziców Michała i rodziny.

Ten filmik z youtube poświęcony Michałowi oglądałem kilka razy od tamtego czasu, zawsze w takim dziwnym stanie emocjonalnym, choć właściwie przecież bohatera filmu nie znałem...

Pozdrówka.

Igła pisze...

Jak bym go spotkał to bym mu wpieprzył.
Całkiem mu w ogóle nie przebaczyłem, tylko cholera jasna, niechby żył.

Cały dzień dźwigałem i skręcałem meble do nowego biura, nowej firmy.
Stare się skończyło, idzie nowe.

Gretchen pisze...

Dorcia,

Ja już nie wiem co z Tobą zrobić. Płaczesz i płaczesz, aż zaczynam mieć wyrzuty sumienia.

Też Michała nie znałam, a znałam. Jakoś. Z tych zdjęć, z opowieści Gabrysi i Igły, z listów Jego przyjaciół.

Wielką radością dla mnie było rok temu, że przychodzili i komentowali na moim blogu, podsyłali linki do PoCoFestu.

Pamiętam, że ktoś mnie poprosił, żebym o Nim pamiętała.
Pamiętam.
Często o Nim myślę.

I o tym co się zdarzyło.
O cudownej jedności ludzi.
O mojej jednej wizycie w szpitalu.
O Gabrysi i Igle. O Lu i Zuzi.
O godzinach rozmów i zaklinania Boga.
O tym jak poznałam Magię w domu Igłów.
O pomidorówce, którą Magia Im przywiozła następnego dnia.

I o jeszcze kilku sprawach, które z Michałem się wiążą, a o których nie chcę mówić.

A napisać zawsze masz gdzie moja Dorciu.

Dziękuję, że przyszłaś.

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Ja widziałam wspomnienie o Michale dwa razy.
Rok temu i wczoraj. Na więcej nie starczyło mi siły.

Teraz, po tym roku, wspominam tamten czas jako bardzo piękny, choć bardzo, bardzo smutny.
Ale piękny też.

To, co było piękne, wydało owoce.

Pozdrowienia Grzesiu.

Gretchen pisze...

Igła,

A co ja Cię nie znam?
Wiem, że byś Mu wpieprzył. Nawet rozumiem.
Gdybym przy tym spotkaniu była przypadkiem, to spojrzałabym na Ciebie straszliwie, co z pewnością niewiele by dało.

Wyobraź sobie, że ja dzisiaj cały dzień też nosiłam i przenosiłam, pakowałam, wrzucałam, targałam i dostawałam szału od tego.
Z krótką przerwą na pracę.

Idzie nowe, idzie.
Stare poszło w cholerę.

Jutro wieczorem będę prawie zupełnie gdzie indziej i dziękuję Bogu, że w niedzielę idę do pracy. Buforek taki, amortyzatorek.

Trzeba trzymać się nowego, Igło.

Anonimowy pisze...

NIe mam gdzie.

I nie mam prawa. Nie było mnie wtedy z Wami.

Na salonie skasowałam. Zbyt wiele jadu, mówiąc oględnie. Wykasuj marginesik, proszę.

Co z Pino?
Nie pozwoliła mi na dostęp, a logować jakoś nie mam siły...

Chyba wolę wysyłać anonimy.



Pozdrowienia dla wartych teo :I

blee

Pino MC pisze...

Dorciu, ja po prostu straciłam serce do tej całej imprezy z blogowaniem, a że skasować mi żal, to schowałam.

Z weselszych wieści to mam prześliczną anginę ropną :P W ogóle wczoraj był rozkosznie optymistyczny dzionek, jedna znajoma była na pogrzebie, druga przyleciała do Krakowa w straszliwej konspiracji, trzecia dostała ataku serca (ale niegroźnego, wieczorem ją widziałam zupełnie na chodzie). Z kolei mnie nastraszyli konsekwencjami anginy, więc zagłębiłam się w tajemniczy świat służby zdrowia i ku swemu zdziwieniu odniosłam sukces, chociaż byłam półprzytomna i zadawałam wszystkim głupie pytania.

Pozdrawiam

Gretchen pisze...

Dorciu,

Przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi, ale zmieniałam dzisiaj miejsce do życia.

Co do prawa... Tak sobie myślę i myślę, że to chyba zupełnie nic nie zależy od tego czy byłaś wtedy z nami, czy nie byłaś.
Ty akurat sobie prawo odbierasz?

Poza tym, stanowczo domagam się założenia bloga przez Dorcię, gdziekolwiek. Mogę zacząć zbierać podpisy więc uważaj.

Pino już Ci odpowiedziała, więc się zwalniam. :)

Anonimy zawsze są wyczekiwane przeze mnie. No.

Pozdrawiam Cię Dorciu ledwie żywa.

Gretchen pisze...

Pino,

Bardzo się cieszę, że się pojawiłaś mimo anginy.


Jak straciłaś serce, tak może je odzyskasz. Nigdy nie wiadomo, bażancie młodszy.

Żebyś Ty wiedziała co ja dzisiaj przeszłam! To jest historia na odrębny wpis, tylko muszę siły odzyskać, bo z trudem oddycham.
Jutro natomiast idę do pracy na godzin dziesieć.
Może to i dobra wiadomość - nie będę musiała zapitalać fizycznie.

Bierze antybiotyk i uważaj na siebie.

Jakub Niemczynowicz pisze...

.

Dorcia ma rację. Łzy same do oczu płyną.
Pełni życia, ciekawi jutra. Chwytamy kazdą chwilę, poszukujemy, błądzimy. Coś nas wciąga, coś wkurza..

A takie to wszystko kruche i ulotne. I tak cenne, że wciąż uświadamiamy sobie, iż życie, to najpiekniejszy dar. Śmierć to nie koniec, to doświadczenie żyjących.

Pozdrawiam

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Ulotne i kruche, ale czym byłoby życie bez ciekawości, chwytania chwili, oddania i sprzeciwu?

Czy na życie w ogóle jest sposób, czy samo życie jest sposobem?


"Śmierć to nie koniec, to doświadczenie żyjących." - tak i tak, i tak. Pięknie napisałeś. Zachowam to zdanie.
Dziękuję.

Pozdrowienia Partyzancie.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Gretchen

Super, że blogujesz.
Ostatnio odwiedzam, coraz więcej miejsc takich, jak Twój blog. Szczególnie, że salon ostatnio, mocno odpycha i zniechęca do udziału w dyskusji.

To ja dziękuję.:)

Dobranoc

Anonimowy pisze...

Podobno Gre dziś w pracy, więc się rozgoszczę samozwańczo :)

* Pinolku, anginolku kochany
Dobrze, że się leczysz - mówię to jako Pani logopedia (jak nazywają mnie w przedszkolu)
A i ja straciłam chęci, choć dusza wyrywałaby się, gdyby gdzie miała.
Ale tak będzie, póki co, choć po zmianie barwy na czarną w nieistniejącym txt mam może nadzieję na reaktywację?
Choć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Podobno. Ale tylko podobno.

* Gre..
Podpisy :))
No, no...
Połechtałaś mnie, połechtałaś...
Ale nic z tego. Ja nie mam serca, podobnie jak Pinolek
Gdzie jest teraz Twoje życiowe miejsce?

* Partyzancie, bracichu miły :)

Uściski wysyłam na obczyznę :)
Nie zaprzestań choć salonować. Robisz tam dobrze.

* Wszystkim
Uściskowywuję

Jakub Niemczynowicz pisze...

Dorciu!:)

Dziękuję.

Gdyby nie te zdjęcia i kilka osób. Ech...
Dałbym sobie z tym spokój. Ten rodzaj emocji, już nie dla mnie. Wolę widzieć usmiechnięte ludzkie twarze, proste gesty, obecność po prostu.
Pozdrowienia serdeczne, pełne wiosny ślę w kierunku Lubelszczyzny:)

Wszystkiego dobrego dla Ciebie i całej Twojej rodziny.

Igła pisze...

Dorcia do roboty, czyli do pisania.

Partyzant do lasu, wszak wiosna, z ziemianek trza wyłazić i żandarmów (rozumu)rozwalać coby nami nie zawładnęli ze szczętem.
I raportować proszę.

Noo

grześ pisze...

Hm, widzę, że tu mały sabat:)

Dorciu, w ogóle to nie wiem, czy wiesz, ale ja się chyba na ciebie obrazic powinienem, bo u mnie na wordpressie cię jeszcze nie widziałem:

http://tecumseh27.wordpress.com/

No.

A poza tym co ci szkodzi se blog założyć, no?

Przecież nie musisz nawet w nim jakoś często pisać, ale będzie jakaś przystań i będzie wiadomo zawsze, gdzie Dorcia jest.

To tyle.

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Mój blog jest niepowtarzalny, więc zupełnie nie rozumiem jak możesz odwiedzać coraz więcej takich jak on. :))

Co do Salonu. To kompletnie nie moja bajka, z różnych zresztą względów.
Z perspektywy właścicieli portalu to fantastyczne są te bójki, podziały, poczucie misji w blogerach. Dla mnie, jako obserwatora, to jest coś, w co chwilami trudno mi uwierzyć.
Tam wszystko działa zgodnie ze schematem i odpowiednimi podschematami.
Natężenie agresji jest jednak dla mnie nie do przyjęcia. Zwłaszcza, że ja nie mam żadnej misji. :)


Doskonale natomiast rozumiem pozostawanie w określonym miejscu ze względu na kilka osób.

Pozdrowienia :)

Gretchen pisze...

Dorciu,

Ty mnie tu nie podpuszczaj i uwagi nie odwracaj. Widzę, że Igła podjął stosowną interwencję, a i Grześ ma rację z przystanią - zastosuj się, bardzo proszę. :)

Moje nowe życiowe miejsce jest przecznicę dalej od dotychczasowego.
Mała i duża zmiana, okupiona ogromnymi emocjami i takimi tam.
Szczęśliwie mam wrażenie, że wróciłam na swoje miejsce i do siebie. Do siebie w każdym sensie tego słowa.

Wczoraj wiele godzin się przeprowadzałam, dzisiaj tyleż samo godzin pracowałam.
Jak ja lubię tę moją pracę.
Wracam zmęczona jak koń po westernie, ale jestem szczęśliwa, bo tyle się wydarzyło.

U mnie zawsze możesz się samozwańczo gościć, do czego gorąco Cię zachęcam.

:)

Jakub Niemczynowicz pisze...

Gretchen:)

Jak zwykle masz rację:)

Pewnie, że jest niepowtarzalny, a przez to piękny.

Tak. Jest grono osób, które zdążyłem polubić.

I znalazłem tam prawdziwego przyjaciela. To dla mnie wielka wartość i zobowiązanie zarazem.

Pozdrowienia południowe:)