12 czerwca 2010

Codziennik Gretchen: 11 czerwca

dobre uczynki: staram się
złe uczynki: przestaję się starać
nastrój: wilczy
napęd: piątkowy
motywacja: uśpiona

***

Wygrałyśmy.
Wydaje mi się to niewiarygodne i wbrew naturze, ale jakby na to wszystko nie spojrzeć słowo zwycięstwo pasuje jak ulał. Co ulał nie wiem, jakoś wcześniej się nie zastanawiałam to i tym razem mogę sobie darować.

Nie da się opowiedzieć ani wojny trwającej od listopada, ani kolejnych pojedyńczych bitew i potyczek. Nie każdy znowu siedzi w środku Publicznej Służby na tyle, żeby to wszystko ogarnąć. Nie każdy zna mnie, Najlepszą Szefową, nasz zespół, Dyrekcję, urzędników i inne pierwszoplanowe czy dalszoplanowe postacie tej tragedii.

Będę się upierać, że zainspirowałam tę wygraną. Wiem, że to nie brzmi skromnie, no trudno, posunę się dalej: gdyby nie ja nikt nawet by nie dopuścił do świadomości, że można powalczyć, a co dopiero mówić o wygranej.
Wiele godzin analizowałam, uruchamiałam wszystkie procesy wszczepione mi niczym implanty dawno temu, kiedy bardzo lekkomyślnie podjęłam trud zgłębiania meandrów prawa, przestawiłam się na ten sposób patrzenia na rzeczywistość więc stałam się bezwzględna. No.
W drugim kanale (kanał lewy... kanał prawy...) pracowałam z Najlepszą Szefową i nad Nią, żeby uwierzyła i nareszcie się wściekła.
Mówiłam: trzaśnij ręką w stół, powiedz, że...
Opędzałam się od zachowawczości współpracowników, którzy trzęśli zadkami o posadkę na tym zatęchłym infrastrukturalnie posterunku wznosząc modły w intencji, żeby ta Gretchen nie sprowadziła na nas nieszczęścia.
Tak było od jakiegoś czasu, bo na początku to każdy ryczał bitewnie. Wystarczyło, żeby Dyrekcja tupnęła i syknęła, i już z barw walecznych został ino delikatny wiosenny makijaż. Oto ktoś ma kredyt, oto ktoś ma coś tam coś tam. Widzieli, że ze mną to nie ma co, więc mówili Najlepszej Szefowej daj spokój, spróbujmy zachować co mamy.
Pewnie, ale pieniążki każdy lubi przysposobić.

Zabawne. Zupełnie jakbym ja miała trzy kamienice w centrum Warszawy, zapewniające stały wielomilionowy dochód...

Nie mam natury niewolnika, alergicznie odczuwam objawy okradania mnie z pieniędzy, które zwyczajnie mi się należą. Praca jest jedyną odwzajemnioną i wierną mi miłością dlatego nigdy nie wystąpię przeciwko pacjentowi i nigdy nie zgodzę się na rąbanie mojej kieszeni tylko dlatego, że ktoś tak sobie wymyślił.
Po drodze kilka osób zapomnniało, że ja też ryzykuję.
Młoda jesteś, znajdziesz pracę.
Pewnie, albo nie pewnie.

Napięcie rosło, a ja nie odpuszczałam. Szefowa też nie.

Przedwczoraj się wściekła ostatecznie w rozmowie z finansową odnogą Dyrekcji i walnęła z całą siłą tak, że tylko siedziałam kiwając głową, bo to samo bym wywrzeszczała.
Odnoga wrzeszczała głośniej i straszyła, że pensji nie wypłaci, że do Boga się modlić - coś jej chyba zwarło na stykach, nie moja sprawa.

Aż połączono z Directio di Tutti...

Dzisiaj w samo południe rozmowa była umówiona. Di Tutti nie wyraziło zgody na moją obecność.

Chcą mnie zwolnić - pomyślała Najlepsza Szefowa.
Chcą mnie zwolnić - pomyślała Gretchen.

Nikogo nie zwolnili. Będziemy dostawać należne nam pieniądze, Najlepsza Szefowa wywalczyła sobie dodatkowe, bo nie od parady jest szefową.

Och jej - westchnęli ci wszyscy, którzy jeszcze przedwczoraj osikowali, och jej.

No. To w maju zarobiłam zupełnie jakbym pracowała w za przeproszeniem korporacji. Kolejne miesiące będą porównywalnie urodzajne.

Do tego jeszcze dostałam nagrodę roczną za rok, o którym już nikt w te upały nie pamięta.


Wiem, że nie usłyszę miałaś rację... Wiem, że nikt nie powie dziękuję... Srał to pies.

Jutro pójdę na zakupy. Ha!

Z ludźmi to w ogóle jest dziwnie.
Sama uważam się za dziwną, ale z ludźmi jest jeszcze bardziej. Chwilami zastanawiam się czy czasem nie ześwirowałam a spokój powinnam odnaleźć w czułych objęciach psychiatrycznej farmakologii.

Eksmen zapomniawszy, że zerwawszy ze mną kontakty nawiązał i chce mieszkania dla siebie, to znaczy w całości nie w procentach.
Dobrze - mówię bez zająknięcia i wyrażania żalu.
Taka strategia się nie sprawdza. Sprawdza się, co wiem z opowiadań, działanie w stylu zimna sucz, wtedy dowolny eksmen czy inna tam jednostka nabiera szacunku rakiem się wycofując.
Tyle, że ja jestem z innej linii produkcyjnej.
No to mam.
Nie mieszkałam u siebie, żaden inny by tego nie rozwiązał jako współwłasność, a do tego go ograbiłam z telewizora, który mi dał bez podpowiedzi dźwiękiem paszczowym.
A teraz jego boli.
A boli go, bo kłamie.
A kłamie, bo nie umi inaczej jak widać i ze mnie pazerną kradzejkę robi u ludzi.
A niech mu będzie.

Właściwie jest mi już wszystko jedno.
Jedni biorą mnie za podżegacza, inni za złodziejkę, jeszcze inni za idiotkę. Nic nie poradzę, sami sobie muszą dać z tym radę.

Zastanawiałam się czy jestem złą kobietą.
Naprawdę.
Wyszło mi, że niekoniecznie złą, ale taką do końca dobrą to też nie i nie decyduje o tym telewizor, czy pralka.

Chyba mam osobowość amstaffa, co jakoś tłumaczyłoby moją niewyjaśnialną miłość do tej rasy.
Amstaffy są jamnikami w stabilnej i bezpiecznej sytuacji, natomiast kiedy trzeba stają się bezwzględne walcząc o najważniejsze.
Amstaff to nie tai-chi, raczej king-fu.
Jestem amstaffem, lecz uczciwie muszę przyznać, że nie mam tak kwadratowej czaszki i skrupulatnie dociętych uszu, że o ogonie zmilczę.

Gdzieś tam, po drodze ten świat mi się gubi, a ja gubię się światu.

Już nie da się ze mną grać w fajne gry. Patrzę w lustro i pierwszy raz widzę tam kogoś wcześniej niewidzianego.

To smutne.

Dorosłam.

Pół roku i twarz mi się zmieniła. Rozpaczliwie chcę wrócić do tamtej, bardziej mi się podobała.
Chyba nic z tego.
Ślady przetoczonych walk, blizny po nich, w końcu znalazły swoje odbicie.

Wolność ma tak śmiesznie słony smak...

3 komentarze:

grześ pisze...

Hm, najpierw się odniosę do piosenki linkiem do innej piosenki:

http://www.youtube.com/watch?v=PYpg4BypJoA



A w ogóle to tekst przeczytałem.
Poza tym zawiesiłem się w blogowaniu chyba już na stałe.

I w komentowaniu też.

A zły ani dobry nikt nie jest do końca, no.
acz ja to zły jestem.
Ostatnio doszedłem do zaskakującej (a właściwie nie) konkluzji, że ludzie bliscy nie potrafią być często wdzięczni, oczekując wszystkiego bo tak,znaczy że obcy bałdziej.

Ale w sumie nie ma to wiele wspólnego z notką:)

Jak zwykle moje komentarze.

Co do pracy zaś, to czasem się dziwię, że w jednej szkole gdzie pracuję na 3/15 etatu, bo sobie ztarudniili jakąś osobę od ostatniego października znikąd (co ma dwa razy więcej godizn niż ja) przełożeni chcąc cous ode mnie kolejny rz mi rzucaja rgument "a bo tamta pani nie ma doświadczenia".

To po co ją zatrudniali?
No cóż, akurat n egzaminie będę z przyjemnościa cały dzień , tyle że szkoda, ż enie płacą za to dodatkowo.

grześ pisze...

Hm, najpierw się odniosę do piosenki linkiem do innej piosenki:

http://www.youtube.com/watch?v=PYpg4BypJoA



A w ogóle to tekst przeczytałem.
Poza tym zawiesiłem się w blogowaniu chyba już na stałe.

I w komentowaniu też.

A zły ani dobry nikt nie jest do końca, no.
acz ja to zły jestem.
Ostatnio doszedłem do zaskakującej (a właściwie nie) konkluzji, że ludzie bliscy nie potrafią być często wdzięczni, oczekując wszystkiego bo tak,znaczy że obcy bałdziej.

Ale w sumie nie ma to wiele wspólnego z notką:)

Jak zwykle moje komentarze.

Co do pracy zaś, to czasem się dziwię, że w jednej szkole gdzie pracuję na 3/15 etatu, bo sobie ztarudniili jakąś osobę od ostatniego października znikąd (co ma dwa razy więcej godizn niż ja) przełożeni chcąc cous ode mnie kolejny rz mi rzucaja rgument "a bo tamta pani nie ma doświadczenia".

To po co ją zatrudniali?
No cóż, akurat n egzaminie będę z przyjemnościa cały dzień , tyle że szkoda, ż enie płacą za to dodatkowo.

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Jak możesz być zły, skoro nikt nie jest zły do końca, ani dobry do końca też?
Nie gadaj mi tu tak, bo nie ze mną te numery.

W sprawie wdzięczności to mam taką obserwację, że ludkowie jej nie lubią. Nie lubią wdzięczności, bo odczuwają ją jako zobowiązanie, więc nie wyrażają żeby się czasem nie zadłużyć.
Powiedziałam dzisiaj Najlepszej Szefowej o tym, żeby zwróciła uwagę na ten drobiazg braku jakiegokoliwek dobrego słowa od ludzi, którym wywalczyłyśmy solidne pieniądze.
Oczywiście sobie też, ale cała siła napierającego oddechu dyrekcji poszła na nas. Stanęłyśmy na pierwszej linii frontu jako pierwsze do odstrzału, a jednak wygrałyśmy.
No i git, wpływy na konta uszczęśliwią każdego.

Bliscy też nie potrafią.
Wiem o czym mówisz, nie rozwinę tej myśli z wrodzonej przyzwoitości.

Teraz uważaj Grzesiu: naucz się, jako i ja się nauczyłam, że trzeba się szanować, przy czym chwilowo mam na myśli wyłącznie sprawy zawodowe.
Trzeba być twardym jak skała, ale nie zaciekłym.
Jeśli ktoś bierze sobie kogoś znikąd, to niech od niego oczekuje i wymaga, chyba po to sobie takiego kogoś zatrudnił?

Nie pytaj po co ją zatrudnili, zapytaj siebie dlaczego Ty masz cokolwiek przeciwko sobie robić.
Zapytaj bardzo poważnie.

Wyrastam ze szczenięcej ślepoty zawodowo i, mam nadzieję, osobiście też.
Co i Tobie polecam - oczyszcza i przynosi ulgę.

Pozdrowienia radykalne :)