23 czerwca 2010

Codziennik Gretchen: 22 czerwca

dobre uczynki: uogólnione
złe uczynki: ?
nastrój: wyrównany
napęd: adekwatny
motywacja: krzepiąca

***
Niewiarygodne - pan Zdzisław zadzwonił.
Niewiele z tego wynika, bo mamrotał coś o tym i owym bez składu i ładu deklarując udzielenie odpowiedzi jutro, albo dzisiaj. Cały on. W końcu pewnie mnie wzruszy i go polubię niesłychanie.
Rozumiem, że właściciel to człowiek światowy być może do stopnia czyniącego go zdystansowanym do działań biznesowych w zakresie własnych nieruchomości. Się dużo ma to się do pierdół wagi nie przykłada.
Odrobinę przestępuję z nogi na nogę, gdyż chciałabym coś wiedzieć jako mało światowa osoba pozostająca w kręgu własnych wizji.
Dobrze, poczekam nie mając innego wyjścia.

Jeszcze zadzwoniła Kaśka, żeby się spotkać i udało się od ręki czyli po mojej pracy.
Ona jako ważna persona ma wolny tydzień i dużo czasu. Niespodziewanie na powitanie wyjechała mi, że mam głos jakiś jak kurwa mać i cokolwiek miała na myśli znowu pojawiła się we mnie ta skryta myśl o Tych z Góry, którzy ewidentnie czegoś ostatnio ode mnie chcą.
Chyba chcą w kilku sprawach, o niektórych wspominałam, być może coś chcą też od mojego głosu nasyłając na mnie od miesięcy co i raz swoich ludzi z posłaniem “jaki ty masz głos”, “pracowałaś w radiu?”, “myślałaś o pracy w radiu?”, “ma pani piękny głos”, “masz głos jak kurwa mać”.
Osobiście uważam te zachwyty za mocno przesadzone. Trzeba natomiast przyznać, że sprawa jest zadawniona i powtarzająca się co powinno we mnie sprowokować jakieś przemyślenia.
Mogę tę palącą kwestię dorzucić do worka o czym jeszcze trzeba pomyśleć?.
Mogę.

Umówmy się jednak, że wszystko ostatnio jest przyćmione spotkaniami mojej mamy z Francuzem Baśki. Rzecz pozostaje świeżutka jak kajzerka o świcie.
Więc ten Francuz uzdrawia, leczy, sama nie wiem jak to nazwać...
Kiedyś tam był w Tajlandii u buddyjskich mnichów posiadających wielką wiarygodność w moim mikrokosmosie, a oni mu powiedzieli o zaposiadywanym talencie, nauczyli pchając w świat.

Rodzicielka po dwóch razach twierdzi, że oddycha normalnie a dyszała już jak smoczyca, lepszy deklaruje stan ogólny, nabrała wiatru w żagle. Matka moja to nie ja i taka zaraz szybka w zawierzeniu czarodziejstwu nie jest więc tym bardziej słucham jej zdumiona do granic, zupełnie nie dając zdumienia po sobie poznać.

W niedzielę Francuz powiedział, że ma rzucić palenie bo inaczej to kicha z powodu nadmiernego zużycia przez niego energii.

No to leżymy - pomyślałam, moja matka to zakapior, pali od kilkudziesięciu lat i w życiu nie zniżyłaby się do porzucenia tego procederu i żaden przerzut w płucach nie będzie jej dyktował warunków.
Jeśli wziąć pod uwagę efekty dziedziczenia nie można się dziwić, że jej córka itd. Mniejsza o to.

Wczoraj matka moja miała imieniny i otrzymała w prezencie od swojego męża plasterki wspomagające zarzucenie palenia... ponieważ zdecydowała się podjąć ryzyko...
Kibicowałam i wyrażałam entuzjazm przewidując nadchodzący bunt.
Niesłusznie.

Zadzwoniłam wieczorem od progu pytając jak pierwszy dzień bez papierosa. Byłam pewna, że usłyszę jak bardzo ma to gdzieś i nie będzie się dostosowywać.
Niesłusznie.

Matka moja mówi do mnie tak: zawsze jak miałam podjąć jakąś decyzję rozmawiałam ze sobą czyli z mądrym człowiekiem (skromna też jestem genetycznie) i dzisiaj też porozmawiałam. Doszłam do wniosku, że nikomu łaski nie robię, że to moja sprawa i mój interes, że powinnam o tym wcześniej pomyśleć, że warto. To pogadałam ze sobą, przykleiłam plaster. Mogę nie palić.

Zatkało mnie na ileś sekund, potem ścisnęło wzruszenie na kolejnych kilka, a następnie powiedziałam mojej matce, że jestem z niej dumna.
Babki może są durne, ale są też kobiety obdarzone mądrością i moja matka taka jest w tych swoich najgłębszych kobiecych pokładach. Silna, mądra i twarda jak skała.
Dobrze, że mam korzenie w takiej linii kobiet.

- Jesteś mądrą kobietą, mamo - powiedziałam, a ona się roześmiała trochę jak dziewczyna.

To musiała być poważna rozmowa, głęboka, prowadząca do prostego rachunku, a proste rachunki są takie trudne do przeprowadzenia...
Nawet jej się nie chce tego papierosa. W pierwszym dniu bez niego od niepamiętnych czasów.

I wiem, że chodzi także o mnie. Nie chce mnie zostawiać samej, mając tę wiarę że sobie poradzę, zwyczajnie nie chce mnie opuszczać. Tak to jest z matkami. Z niektórymi kobietami. Z niektórymi ludźmi.

Myślę, że każda z nas potrafiłaby przetrwać na pustyni, potrafiłyśmy w zaskakujących warunkach, razem czy osobno.
Dzisiaj wzajemnie siebie podziwiamy.
Ona mnie też, jestem pewna.
Chce tu zostać jak najdłużej, bo pewnie wciąż widzi w dorosłej i mocnej kobiecie tę swoją malutką dziewczynkę śmiejącą się tak, jak tylko małe dziewczynki potrafią.

Może niektóre sprawy bolą ją bardziej niż mnie, ale dała mi skarb, który będzie ze mną na zawsze.

9 komentarzy:

grześ pisze...

Co do papierosów, to gdzies ostatnio wyczytałem, że Krystyna Janda na pytanie dlaczego zaczęła znowu palić, odpowiedziała, bo moja mama zaczęła właśnie ponownie.

Eh, ci rodzice na nas wpływ mają jednak, widać:)

Inna sprawa, że na pytanie w czym chce się zatracić, odpowiedziała, że w alkoholu:)

J ostatnio jakos daleki od nałogów zaś jestem, znaczy dziś wypaliłem ze 3 paierosy, ale to przypadek, zabawne jest, że moge palic, moge nie, szkoda, że nie mam tak ze słodyczami:)

Co do zaś wątku rozwojowego w sprawie moich bojów na egzaminie, dowiedziałem się dziś od dobrej znajomej, że jesli nie przyłapałem na ściąganiu/podkładaniu gotowca studentki, to w ogóle o co mi chodzi, że ona oddała nieswoją pracę (sprawdzone w necie) i że w ogóle to co zrobiłem to świństwo...

Kurwa, a ludzie się później dziwią, że w Polsce źle się dzieją.

njawet nie chodzi o uczciwość, bo moralizować mmi się nie chcę, ale co to za germanista później będzie, co na 3 roku studiów nie potrai napisać 200 słówek od siebie...

Eh, ja to chyba jestem dziwny i niedzisiejszy.

najzabawniejsze, że niktórzy (miałem to wcześniej jak odkrywałem plagiaty w trakcie roku akdemickiego) sprawiają wrażenie, że nie rozumieją wcale o co mi chodzi.

Po co człowiek te westerny czytał i powieści karola Maya.

nauczył się bzdur o uczciwośc, honorze, wstydzie itd

A tymczasem świat m to w dupie, jeszcze ma pretensje.

A poza tym dziś się zdołowałem poziomem mojego niemieckiego, dobrze, że do tego Dojczlamdu jadę już za miesiąc właściwie:)

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Dziwna i jakaś przedwojenna to i ja jestem.
Spotykają mnie ostatnio podobne sytuacje i nadziwić się nie mogę, że coś co z mojego punktu widzenia jest dość oczywiste w zakresie uczciwości, lojalności i tego rodzaju pierdół zupełnie takie nie jest dla osób, które bardzo wysoko ceniłam.

Znalazłam na to jedno rozwiązanie - iść swoją drogą, na swoich zasadach. Przecież nie będę dorosłych ludzi uczyć, niech sobie żyją jak chcą.

Niestety jednak często mówię co myślę i to dość otwarcie, bo szkoda mi czasu w życiu na udawanie, że mam zamknięte oczy.
Niektórzy mnie za to cenią, niektórzy nie znoszą.

Może rzeczywiście czytaliśmy niewłaściwe książki wybierając niezbyt popularny sposób funkcjonowania. No może, ale nie umiem tego cofnąć. :)

Od nałogów to lepiej trzymać się na bezpieczną odległość, wiem co mówię. :)
Chociaż potrzeba zatracenia się drzemie chyba w każdym, przynajmniej od czasu do czasu kiedy życie niezbyt sprzyja spokojnemu przyjmowaniu tego co niesie.

Zdecydowałeś się na stypendium, czy na wakacje?

grześ pisze...

Gre, to nawet nie chodzi o wartości choć też, ale o takie zwykłe poczucie, że jak coś się robi, to dobvrze, może nie na maxa zawsze, ale uczciwie, rzetelnie i do przodu.
I już to się czasem niektórym wydaje.

Ja się w ogóle ostatnio dziwię ludziom, jak np. niektórzy z miarę wbliskiej rodziny nie potrafią zadzwonić i poinformowac o czymś ważnym, choć by wypadało.

W ogóle ludzie sa dziwni.

Ina sprawa, że nie ma sensu mieć nadmiernych oczekiwań, no.

I iść swoją drogą, fakt, jak to było, żyj i uśmiechaj się do ludzi:)

No.

A komary dalej mam porozgniatane na ścianach.

A jutro może pojadę rowerkiem se na czereśnie, oooo.

Kurde, czerwiec bez czereśmni to czerwiec stracony, a ja jeszcze w tym roku nie jadłem.

Dobra, spadam, bo jutro rano trza wstać, ostatni dzień pracy jutro mam:) i nie licząc pierdólek różnych już wakacje, no:)

A na stypendium raczej na pewno pojadę, a na wakacje też wcześniej, znaczy tydzień wakacji w Dojczlandzie plus 4 tygodnie stypendium 9znaczy teoretycznie doksztłacania się, ale to też w sumie wakacje).

Ale za to w jakiej okolicy:)
30 km do Francji, niedaleko do szwajcarii, jak se zakupię lub pożyczę cyfrówkę, to na pewno będzie fotoblog we wrześniu.

No a tak od 25 lipca blog i komentarze z Niemiec będą:)

grześ pisze...

P.S. Sorry, że się tak rozpisuję...

P.P.S. 10 lat od śmierci Bogdana Łyszkiewicza, w Trójce Chłopcy z Placu w Broni, różne fajne piosenki do północy.

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Moim zdaniem to właśnie chodzi o wartości. O to czym się kierujesz.
Wszyscy popełniamy błędy, zbaczamy czasami, bo tak nam wygodniej, albo inaczej nie umiemy. Sama to robiłam wiele razy i pewnie jeszcze co najmniej tyle samo razy się pomylę i zmylę.
Natomiast wartości pozwalają wrócić, trzepnąć się w głowę i zmienić kierunek.

Zdanie "ludzie są dziwni" wygłosiłam dzisiaj z ogromną rezygnacją w głosie, bo ja też się dziwię. Może nie powinnam, może to głupie, ale wciąż się dziwię. Staram się rozumieć, lecz sytuacja chwilami przerasta moje możliwości.
Pocieszam się, że zawsze to jakaś nauka i doświadczenie.
Byle nie zgorzknieć. :)

Chwilowo może usuń te komary, popedałuj na czereśnie ( pierwsze jadłam dzisiaj), potem udaj się do Niemiec, a tam ucz się i ciesz życiem dokumentując wszystko w dowolnej formie.

Aha.
Anonimowi Alkoholicy mają różne swoje powiedzonka, a wśród nich moje ulubione: oczekiwania źródłem rozczarowań.
Tego się trzymajmy nawet jeśli pozostając anonimowi nie jesteśmy alkoholikami. :)

P.S. Chłoców z Placu Broni słuchałam maniakalnie w swoim czasie. Piękne i takie naiwne teksty. :)

P.S.2 Rozpisuj się dowolnie długo, mnie to tylko cieszy.

Pozdrowienia i bezbolesnego wstawania.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Jak to dobrze mieć takie mamy Gretchen :)

Moja ostatecznie rzuciła tak, ze 27 ;at temu, gdy dowiedziała się, że...mnie mieć będzie.

Tak w ogóle, to kobieta o tak silnej woli i wierze w to, co robi, że gdyby mi przyszło zwątpić, to choćby przez wzgląd na nią, na to wszystko, co mi przekazała, nie mogę.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Sif. Jutro rano jadę do szpitala, odwiedzić mamę.

Czerwiec miesiącem operacji. Już nie wspominając o Babce w Rabce.

Taki Francuz to nawet fajna sprawa, pomysł z rzucaniem palenia całkiem logiczny, niezależnie od umotywowania.

A poza tym u mnie bezwład totalny, motywacja i napęd nie istnieją, i tylko nastrój pogodnie obojętny. Ogólnie jestem stara i zmęczona, może odmłodnieję jak dorosnę. ;)

Bażant M

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Nie można wątpić w siłę kobiety, czy to się jest mężczyzną czy kobietą.

Z mocy matki trzeba czerpać ile się da, bo to skarb darowany bezinteresownie, z miłości. I choćby ta miłość była pokrzywiona, zawodna, dziwna, to jest. Jest.

Doszłam do tego skomplikowaną drogą. Nigdy bym nie przypuszczała...

Dobrze mieć takie matki...

Pozdrowienia.

Gretchen pisze...

Bażancie Młodszy,

Dobrze będzie, bo inaczej rachunki się nie zgodzą. Ty wiesz i ja wiem jak to może dziwnie przebiegać.

Nie wiem co ten Francuz robi, bo mnie przy tym nie było, ale zobaczyłam swoją mamę w jej prawdziwym obliczu. Życie, energia, inny krok, inny głos. Cuda Pino, cuda.

Sama się od tego czuję młodsza i bardziej w życiu, więc i Ty masz przed sobą drogę szeroką.
Napędzam się pomysłem zmiany profilu zawodowego, szukam, rozmawiam, węszę.

Jeśli jest przyszłość, to jest wszystko. Wbrew wszystkiemu.

Myślę o Tobie Bażantku codziennie, ale nie wiem czy to dobra wiadomość. :)