16 czerwca 2010

Codziennik Gretchen: 15 czerwca

dobre uczynki: zgłoszenie
złe uczynki: nie stwierdzono większych
nastrój: wznoszący
napęd: obwawiam się, że maniakalny
motywacja: stara się nadążyć za nastrojem

***
Poszłam na te zakupy absolutnie bez sensu, bo aktualnie szyją nie wiadomo dla kogo. W każdym razie nie dla mnie. Jakieś mazaje na rozlazłych szmatkach.
Tyle mojego, że kupiłam kolczyki, nie dla siebie. Zielone.

Najgorzej to się spotkać z Michałem. Nigdy nie wiadomo co z tego wyniknie, a tym razem to przechodzę samą siebie. Spośród wielu ludzi, którzy mnie otaczają część męczy, on nie. Jakoś wypoczywam nie musząc się wysilać - po tym można rozpoznać przyjaciela. Stoję na stanowisku, że nie ma dla kobiety lepszego rozwiązania niż przyjaciel płci przeciwnej do własnej i zaprawdę powiadam: przyjaciółki są lekuchno przereklamowane. Co innego mężczyzna zaprzyjaźniony. Nie ćwierka, nie udaje, nie pierdaczy. Najlepiej jak wali prościutko i bez opatrunków. Może łatwo mi mówić, bo nigdy nie usłyszałam od żadnego najmniejszej krytyki poza tym, co mogłoby być krytyką pod warunkiem bycia przeze mnie zwyczajną kobietą. Pewnie gdybym dostawała szybkie riposty między oczy... nie... pewnie gdyby żaden mężczyzna nie chciał się ze mną zaprzyjaźnić. O!

Kobieto! Jeśli nie znajdujesz przyjaciół wśród mężczyzn, najwyższy czas na refleksje i przemyślenia.
Chociaż to może być sprawa genetyczna. Dzisiaj moja Rodzicielka przyznała się do podobnych doświadczeń. Kobiety w przyjaźni rozczarowywały, mężczyźni byli wierni.
Ciekawostka, żeśmy tak z Matką Moją podzieliły się losem. Nie nazbyt często się to zdarza... Chociaż...

Tak oto przegadaliśmy noc całą aż do rana i wiele z tego wynikło dla mnie. Jeszcze wiele może z tego wyniknąć dla przyszłości, bo pewien plan (biznesowy, biznesowy) zaczyna się krystalizować o czym zmilczę na czas jakiś.

Dzisiaj natomiast w drodze na Posterunek spotkałam Szefową. W tramwaju spotkałam.
Na ostatniej krzywej nagle coś nas opadło i to w takim natężeniu, że zrobiwszy kilka kroków postanowiłyśmy się zatrzymać.
Tocząc wzrokiem wykryłyśmy gniazdo os, tuż obok furtki do naszego Posterunku.

- Aaaaa! - zakrzyknęłam - Widzisz to?
- No widzę - spokojnie dość odpowiedziała - trzeba wezwać jakąś służbę.
- Wezwę - zobowiązałam się stanowczo.

Już na górze jadna koleżanek podzieliła się spostrzeżeniem własnym, że myślała iż są to komary.
Grzecznie zapytałam, czy widziała kiedykolwiek wcześniej takie wielkie i krąglutkie komary latające wokół czegoś co wygląda ni mniej ni więcej jak przedziwne coś, z pewnością misternie budowane.
Swoją drogą, gdzie i w czym mieszkają komary?

Zaleciłam koleżance życzliwie wizytę u okulisty zwłaszcza, że pamiętam dzień sprzed kilku laty, w którym o poranku wpadła do pracy dysząc o zawalającym się naszym budynku. Wtedy dostrzegła jakieś mikroszczeliny, a dzisiaj nie odróżnia osy od komara?

Wietrząc radość jęłam dzwonić.

Najpierw do Straży Miejskiej, która ma takie nagranie welcome to us jakby ktoś umarł. Aż mi się przykro zrobiło w pierwszej chwili. Kobiecy głos na skraju załamania nerwowego informuje, że oto jest to miejska straż. Jak oni tak podchodzą do swojej pracy to nie ma się co dziwić wynikom i odbiorowi społecznemu.

W drugiej chwili, po krótkiej rozmowie z głosem męskim utrzymanym w podobnym tonie dowiedziałam się, że to nie oni tylko trzeba dzwonić do Straży owszem, ale zupełnie innej.

Dzwonię.

Powitanie bardziej energiczne. Czekam chwilkę.

- STRAŻ! - wykrzyknął dziarsko pan i od razu wiadomo o jaką chodzi.
- Dzień dobry! - poniósł mnie nastrój chwili - Dzwonie z poradni i chciałam zgłosić, że co prawda wcale nigdzie się nie pali, ale...
- Osy was zaatakowały!
- A skąd pan wie?
- Ludzie donieśli.
- No widzi pan, ludzie to o wszystkim doniosą - mówię przymilnie.
- Doniosą i donieśli. Czy będzie na miejscu ktoś, kto chłopakom to gniazdo wskaże? -
- No masz! Oczywiście, że tak.
- Jedziemy!
- Dziękuję - a głos mój omdlewa...

Teraz to właściwie nie wiem, bo przecież strażak by mnie nie oszukał...

Wyszłam z pracy w towarzystwie zwierzchniczki i niedowidzącej koleżanki, której w tak zwanym miedzyczasie się jeszcze pogorszyło, gdyż poczuła się słabo na ciele, a tu gniazdo komarów jak ta lala się trzyma.

Po drodze siedzi pies.
Tak normalnie siedzi sobie i spokojnie aczkolwiek nieco dziwnie. Pochyla się nad nim kobieta. Za chwilę my trzy.
Zdejmuję mu obrożę w poszukiwaniu adresu, bo żadna ze zgromadzonych w życiu tego psiaka nie widziała na oczy.
Nie ma adresu.
Nie ma informacji.
Fajne i mięciutkie futerko ma ten piesiuch. Staram się za bardzo w oczy mu nie patrzeć, bo wezmę gamonia do siebie i dopiero będzie miał skarania boskie.
Zgubiony pies tropi i szuka, a ten siedzi jak ten osioł. Czuję, że trochę się boi.
Niesamowite, bo po chwili nad tym psem jest sześć osób i każda z troską zeznaje, że wcześniej nigdy go nie widziała.

Zostawiamy towarzystwo, bo eskortujemy koleżankę do tramwaju. Uznała, że skoro tramwaj ma pod dom, to zupełnie tak samo jak taksówka.
Mam odmienne zdanie...

Gniazdo raczej tam jutro będzie.
Pies, mam nadzieję, odnalazł drogę.
Koleżanka już lepiej.
Plan zostanie poddany pierwszej, ważnej, formalnej weryfikacji.

Będąc cokolwiek zniechęconą muszę przyznać, że naprawdę cholera życie jest niepowtarzalne w tym wszystkim co ze sobą niesie.
Dom os jest zagrożeniem.
Zagubiony pies rozczula prawie do łez.
Ulga, bo komuś lepiej.

I te niespodziewanie otwierające się drzwi, a niechby pośród innych zamkniętych.

Mogę swobodnie wybierać co wolę: nadzieję otwartych? Ból zamkniętych?

Ale może... Może mogę się ucieszyć z otwarcia, bez względu na zamknięcia?

8 komentarzy:

grześ pisze...

Czyli Straż nie przyjechała?

Osy zaś są wredne, szczególnie jak ktoś ma uczulenie albo jak kogoś w twarz czy w okolicach gdzieś ukąsi.

Acz kumary też:),. u mnie teraz po powodzi komarów w okolicach dostatek.

A pies może się jeszczo pojawić i co wtedy?
Zrób mu zdjęcie jak ładny:)

A pies się przydaje, powiedziałbym, mam wrażenie, że to jeden z elementów rzeczywistości, których mi brakuje:)

No ale samochód już mam, to i pies kiedyś będzie, acz u mnie wszystko w zwolnionym tempie się dzieje:)

pzdr

Michał Piątek pisze...

Faktycznie, coś jest takiego w tej przyjaźni damsko-męskiej i męsko-damskiej, co powoduje, ze jest ona często bardziej szczera i autentyczna od przyjaźni wyłącznie męskiej, czy też kobiecej. Z wieloma wyjątkami oczywiście.

No, ale bywają też czasami pewne pułapki, które powodują, że ta przyjaźń może się troszkę skomplikować. To już przerabiałem. Człowiek pełen jest tajemnic i nie zawsze zna sam siebie... Ech.

Pozdrawiam.

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Najwyraźniej dzielni chłopcy ze Straży nie przyjechali, co potwierdziłam naocznie dzisiaj przy furtce.
Nie stwierdziłam za to psa więc zdjęcia nie będzie, ale ładny był taki jakiś. :)

Pociesz się, że ja nie mam ani samochodu, ani psa. Taki los.

Opędzaj się od komarzydeł.
:)

Gretchen pisze...

Paprotniku,

Pułapki i komplikacje są rzeczywiście pewnym atrybutem przyjaźni między kobietą i mężczyzną, ale cóż... Warto zaryzykować, bo mogą się nie pojawić albo możemy z nich wyjść obronną ręką, a smak takiej relacji jest wyjątkowy.
Piękna ona jest ta przyjaźń, z wieloma wyjątkami oczywiście. :)

Pozdrowienia.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Gretchen

Aż mrużę oczy, gdy czytam, tak tu się zmieniło u Ciebie :)

Osy bywają nieproszonymi gośćmi, natomiast psy, najczęściej wiernymi przyjaciółmi ludzi.

A w ogóle, to jakoś leci i przyspiesza ten rok coraz bardziej.

W sumie bez zmian, choć perspektywa neutralna raczej, a nawet rzekłbym: lepsza, niż jakiś czas temu.

Pozdrowienia

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Ale co? Te kolorki przeszkadzają, bo mogę zmienić, np. złagodzić?
Poproszę o informację, nie ma się czytać niewygodnie, ma się czytać komfortowo. :)

U mnie też jakieś turbo dopalenie o czym możesz się przekonać w następnym odcinku pod koniec jego.
Bo może, tak teraz pomyślałam, atak tych owadów to jakiś znak?

Zwariuję, choć cieszę się, że u Ciebie perspektywa się wyłania lepsza. Niech będzie jeszcze lepsza.

Pozdrowienia.

:)

Jakub Niemczynowicz pisze...

Nic nie zmieniaj Gretchen.
To przecież Twój blog, i urządzasz go sobie tak, jak chcesz, aby wyglądał.

:)

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Mój mój, ale jak oczy bolą od czytania to trzeba o czytelnika zadbać w razie potrzeby. :)