4 czerwca 2010

Życie - instrukcja obsługi

Ten film znalazłam, już nawet nie pamiętam jak, w każdym razie dość dawno temu.
Po długim czasie znowu obejrzałam.
Mówi więcej, niż miałoby sens moje pisanie.



Każdy przez to przechodzi. W mniejszym lub większym stopniu.
Zależnym od tego na ile się wychylimy, na ile pozwolimy sobie samodzielnie poznawać i myśleć...
Czy damy dojść do głosu wątpliwościom.
Jak zechcemy budować swój świat.

I właściwie, niektórzy przynajmniej, nigdy z tego nie wychodzą trwając w poszukiwaniu i sprawdzaniu...

Jeszcze, sporo wcześniej, przeczytałam pewną książkę*, która wryła mi się w mózg niczym Głos Boży z Góry Synaj w głowie Mojżesza.
Nie pamiętam jej całej, został ten fragment, a potem usłyszałam jeszcze wiele, wiele mądrych słów od swoich nauczycieli.

Jednak ta jedna, prawdziwa i prosta opowieść jest dla mnie nieustannym drogowskazem w życiu.
A w pracy jest ważna ponad wszystko inne.

"Dziwne, jak pewne zdania lub wydarzenia pozostają na stałe w umyśle człowieka i zawsze służą jako wskazówka albo pocieszenie. Kilkadziesiąt lat temu miałem pacjentkę z rakiem piersi.
Kobieta ta, w okresie swego dojrzewania, wiodła długą, gorzką i beznadziejną walkę ze swym negatywistycznym ojcem.
Spragniona jakiejś formy pojednania, rozpoczęcia ich relacji od nowa, na świeżo, z nadzieją czekała na wyjazd do college'u: ojciec będzie ją wiózł samochodem i kilka godzin spędzą tylko we dwójkę!

Jednakże ta długo wyczekiwana podróż okazała się katastrofą.
Ojciec zachowywał się dokładnie tak jak zawsze i cały czas psioczył na brzydki, zaśmiecony potok płynący wzdłuż drogi.
Ona zaś nie widziała żadnych śmieci w pięknym, czyściutkim strumyczku.
Nie wiedziała, jak zareagować i w efekcie resztę podróży spędzili w milczeniu, każde odwrócone w swoją stronę.

Jakiś czas później jechała tą drogą sama. Ku swojemu wielkiemu zdumieniu spostrzegła wówczas dwa strumienie - po jednym z każdej strony drogi.

Tym razem prowadziłam - opowiadała ze smutkiem. - Strumień, który widziałam przez swoje okno, był dokładnie tak brzydki i zaśmiecony, jak go opisywał mój ojciec.

Wtedy jednak - gdy się nauczyła wyglądać przez okno ojca - było za późno; ojciec już nie żył."

Wyrzucam sobie, że staję po stronie wiem , wyrzucam sobie, bo nic nie wiem. I nie mam narzędzi do mierzenia, a tak często wydaje mi się, że właśnie najlepiej wiem.

I Ci z Góry mi pokazują gdzie jest moje miejsce wobec choroby zabijającej moją mamę i moją przyjaciółkę. Wobec tego nic nie wiem, mogę jedynie zaufać w nie obie, które też nic nie wiedzą.

Patrzę przez Ich okna, tak różne.

Chwilami proszę Tamtych, żeby dali spokój.

Codziennie spoglądam na świat z okien wielu ludzi i to bywa straszne, piękne, niesamowite, porażające, niezwykłe, bolesne, przytłaczające, makabryczne, przestrzenne, cudowne...

Przenigdy nie zamieniłabym tego na cokolwiek.

Kolejne okna.

Nauczyłam się. Trochę.

Więc za każdym razem widzę życie drugiego człowieka poprzez jego okno.

No chyba, że go poniesie nazbyt daleko... Wtedy się staram długi czas, a na końcu zazwyczaj mi się udaje. Tego nauczyła mnie Małgosia.

Mogłabym mieć jedno marzenie,
Takie skromne, choć spore.

Chciałabym spotkać kogoś, kto popatrzy przez moje okno.

Wszyscy jesteśmy tylko pasażerami.

I od nas zależy jak ta Droga przebiegnie.

I jak będziemy blisko z innymi.

Na ile.

Na jak.

Instruction Manual for Life.


___________________________________

* Irvin D. Yalom "Dar Terapii. List otwarty do nowego pokolenia terapeutów i ich pacjentów". IPZ 2003

9 komentarzy:

grześ pisze...

Hm, smutne to wszystko.
Acz tekst piękny, filmik też ciekawy, o ogrniczeniach,których w sumie więcej w naszych głowach niż w rzeczywistości, acz rzeczywistość też je niestety nam serwuje.

Co do tej bliskości, ostatnio jestem pesymistą...

Znaczy w samoizolację wpadam i różne relacje, które mi się wydawały ważne/istotne itd sie albo zmieniają albo kończą.

pzdr

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Wpadam w to samo, przygnieciona rzeczywistością.
Różne relacje, które wydawały mi się bardzo ważne, ważne, bliskie, szczere czy jak tam chcesz - kończą się lub zmieniają swój kształt.
Do tego to poczucie rozczarowania...

Chyba wejdę do skorupki i będę tam siedzieć, dopóki nie pokryję się mchem, a na mchu wyrosną paprocie. Wtedy zacznę pisać bajki z mchu i paproci.

O!

Jakub Niemczynowicz pisze...

.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Ale na skorupkę Gretchen, to się nie zgadzam. Protestuję i w ogóle. Nawet obietnica bajek mnie zadowala.
O!

Dobranoc

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Wzlecę gdzie wzrok nie wzlata, żeby tę kropkę właściwie zrozumieć.

Porośnięta mchem skorupka, z której wyrasta paprotka zakwitająca raz co przez jedną noc pachnie tak, że ach jest non gratką?

Hmmm...

:)

Jakub Niemczynowicz pisze...

Jeszcze jedno oko będące w stanie odczytać odpowiedź, wysłało sygnał do palców na klawiaturze, by nie gubiły wyrazów, albo dały sobie już spokój na dziś.

Kropka, ma dla mnie zawsze znaczenie szczególne.

Wiesz. Niechby i nic się w moim życiu już nie stało, byle mój Przyjaciel dostał rzecz dla siebie najważniejszą.

No, to zmykam.

:)

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Mam nadzieję, że dostanie to, co jest dla Niego najważniejsze...

A zgubione literki zostały i tak odczytane.

Spokojnej nocy.

merlot pisze...

Zwróćcie uwagę, że ten pozornie infntylno-dydaktyczny filmik ma w sobie potężny ładunek optymizmu.

Twoje okno, Gretchen, powinno wchłonąć z niego jak najwięcej. Co zostanie, możesz odkopsać Grzesiowi.

Nie pojadę Kłapouchym na zakończenie, bo nie.

:)))

Gretchen pisze...

Merlocie,

Ładunek optymizmu jest, ja przynajmniej go widzę.
Znaczy wymowa ideowa jest taka, że się da i tym radosnym przesłaniem chciałam podzielić się z ludzkością, w tym ze sobą.

Absorbuję, choć nie zawsze jest fiesta.

Grześ najwyraźniej ma równolegle, co z pewnością ma związek z TĄ datą.

Pozdrowienia.