4 stycznia 2011

Gretchen w Publicznej Służbie: Koniec

Czas zatoczył moje ulubione koło - to jest zdanie końcowe tekstu, który właśnie się zaczyna więc lepiej jest pisać od początku do końca, a nie od końca do początku.

Wielkie zmiany na naszym Posterunku!
Nastał Nowy Szef, który jak sama nazwa wskazuje jest mężczyzną czy raczej osobnikiem męskiej płci, co już dało się odczuć.
W postaci noworocznej niespodzianki wystąpiła też Kobieta Rejestrująca, jak najbardziej z polecenia Derekcji i chociaż właściwie niepotrzebna to nagle znalazł się dla niej etat, którego wcześniej nie było ani dla Oli, ani dla Dominika.
Można też powiedzieć, że nasz Posterunek ma do zaoferowania wiele etatów wcześniej nieosiągalnych, gdyż nadejść ma jeszcze jeden nowy pracownik.
Zapewne to są te cuda, o których ludzie od stuleci mówią, że pojawiają się w okolicy Bożego Narodzenia.

Ola i Dominik zatrudnieni byli przez lata pańskie trzy (cyfrowo: 3) na umowę zlecenie z powodu braku etatów i za godzinę swojej pracy zarabiali 16 złotych (słownie: szesnaście złotych / zero groszy), więc przecież nie można nagłego pojawienia się etatów tłumaczyć inaczej niż bożonarodzeniowym cudem.
Co prawda gdzieś tam, ktoś bardzo złośliwy i nieżyczliwy, mógłby wspomnieć o nagłym przyroście zatrudnianych przez Derekcję członków własnej rodziny i powinowatych też, ale bez wątpienia to zazdrość i złe ludzkie języki. Przecież to zupełnie normalne, a tak wieść gminna niesie, że oficjalnie się mówi do rozmaitych odłamów rozrastającej się Derekcji Pani Derekcjo, a mniej oficjalnie ciociu, mamo... Urocza ta dbałość o własną rodzinę, rodzinę tak w Polsce ważną.

Dominik zwolnił się z końcem roku, więc już go nie ma, a Oli właśnie zaproponowano etat - alleluja! (to tak na wyrost, dla uczczenia Świąt Wielkiej Nocy). Dziewczyna weźmie, bo co prawda ma inne plany zawodowe, ale co jej szkodzi. Mówię jej Olka ugrzęźniesz tu i się nie ruszysz, a ta mi na to, że nie. No dobra, to nie. Nie moja rzecz.

Łatwo policzyć, że od ręki mamy trzy etaty, a nie było ich. Normalnie nie było.

Najlepsza Szefowa cieszy się, że nie prowadzi już tego zabździanego Posterunku, dodatkowo zajmując się pochówkiem swojej matki. Swoją drogą o tej sprawie będzie jeszcze zapewne głośno, a jak nie będzie to sama napiszę jako kolejną odsłonę opowieści o chorej zdrowia służbie. Zabździanej.

Co do mnie to mam dzisiaj dzień chwały i wolności. Nowy Szef przyniósł wiadomość, że Derekcja zgodziła się na mój jakże pięknie okrojony etat, co zaowocuje zwolnieniem Gretchen z żelaznego uścisku Publicznej Służby!
Postanowiłam zachować cztery dziesiąte dla tych moich pacjentów, którzy nie są w stanie płacić, a także dla tych co się pojawią z powodu, że nie są w stanie płacić.
Te cztery dziesiąte zawrotnej pensji pozwolą mi zapłacić składkę kolejnemu pięknej urody zjawisku jakim jest ZUS. Albo kurka źle policzyłam, to wtedy się zwolnię całkiem, a okres wypowiedzenia, pozostając w mocy, zmusi mnie do pracowania te dwa razy w tygodniu. Jednym słowem: rewelacja.

Od razu nabrałam dystansu i mogę się uśmiechać. Niby jeszcze nic się nie zmieniło, a jakby wszystko się zmieniło.
W myślach organizuję i urządzam, mój i Najlepszej Szefowej, gabinet prywatny ciesząc się, że jedyne problemy jakie mamy na tym etapie ograniczają się do koloru dominującego. Ona jest za zielonym, bo to najpiękniejszy kolor, ja za czerwonym z analogicznych powodów. Myślę, że jakoś się porozumiemy, tak przeczuwam. Zwłaszcza, że pokoje mamy dwa i każda se może jak zechce w ramach tolerancji właściciela mieszkania.

To nie jest tak, że się nie boję... Chwilami boję się jak jasna cholera, bo od za miesiąc będę o wszystko troszczyć się sama. Może to żadne zaskoczenie w moim przypadku, ale pozbawiam się stałego źródła dochodu zapewniającego mi bezpieczeństwo ekonomiczne.

Ale...

Nie chcę być niewolnikiem, który ma tańczyć jak zasuszony gracz zagra. W dodatku fałszywie. Derekcja, z którą rozmawiałam ostatnio buńczucznie mi wysylabizowała, że w tym roku z dotacji miejskiej nie będzie już proszę pani takich stawek - lekarz na dyżurze dostaje mniej. I gdybym była już wolnym człowiekiem to powiedziałabym, żeby przestała jaja sobie robić, bo jak sama zauważyła mam wykształcenie prawnicze i może na tym poprzestańmy zanim pogrążę ich wszystkich w otchłani kontroli.
Ugryzłam się w swój niewyparzony jęzor, a niezbyt często to robię. Zawsze mogę go rozpuścić i wtedy biada im biada.

Nie chcę firmować sobą tej żenującej Publicznej Służby, bo widzę dokąd to zmierza i na czym polega. Syf, po prostu syf. I tak alkoholicy mają wypas po pachy jak na warunki ogólne, ale to już doprawdy jest poniżej mojej godności. Nie da się opisac jak to wszystko działa, za dużo niuansów, ale taki prosty przykład z brzegu: Nowy Szef dzisiaj powiedział jednej mojej koleżance z Posterunku, że trzeba zmienić zasady pracy, bo u nas nie ma kolejek w korytarzu, co zauważyła odnoga Derekcji przy wizytacji. Z tego Derekcja wysnuła wniosek, znaczy z braku kolejek w korytarzu, że terapeuci nie są dostępni w godzinach pracy terapeutów. Na co Nowy Szef reaguje biegunką poniekąd profesjonalną. To co napisałam jest dla mnie jasne, a dla kogoś poza mną? No właśnie...
Ta pieprzona Publiczna Służba nie umie się zdefiniować bez kolejki do gabinetu! Nie umie i już. Na nic wyjaśnienia, że pacjent jest umawiany na godzinę, że nie ma terminu oczekiwania dłuższego niż tydzień (polecam uwadze zapisy do dowolnego innego specjalisty). Wszystko na nic, bo nie ma kolejki. A jak nie ma kolejki, to znaczy nie ma pracowników. Skoro nie ma pracowników to za co się im płaci?
I tak biegamy ze z Maciejem wkółko.

Mogłabym pisać o specyfice pacjenta uzależnionego, który jednego dnia się zapisze gdyż piszczy z bólu, ale za trzy dni dojdzie do wniosku na co mi to?

Mogłabym pisać i krzyczeć, a nawet gdakać o całkowitym niezrozumieniu Derekcji dla tego czym my właściwie się zajmujemy.

Ale po co? Kiedy zaraz już zasiądę w przepięknych okolicznościach Starej Ochoty, żeby normalnie ludziom pomagać? Bez wszystkich durnych ograniczeń, wymagań i na swoich zasadach.

Nigdy nie chciałam robić nic innego jak pomaganie ludziom, w tej być może niedoskonałej metodzie, którą jest psychoterapia będąca jedną z najpiękniejszych i najbardziej skutecznych. Natomiast nie chcę być wydupkiem systemu, który za chwilę zeżre własny ogon, czy tam coś.

Czas zatoczył moje ulubione koło. Daję sobie wolność w tym samym dniu, w którym kilka lat temu z ufnością dziecka podpisałam cyrograf.

Yupi Yupi Na Na Na Na!

18 komentarzy:

Pino MC pisze...

Cóż za piękny i rewolucyjny tekst Bażancie!

Chyba też dokonam jakiegoś Czynu z tej okazji. Małego w porównaniu, ale zawsze. Co by tu... Może na przykład pojadę do Ostrołęki.

:D

Gretchen pisze...

Phi!
Młode Bażanty niekoniecznie życie rozumieją. :)

Dokonanie czynu polecane jest!

Pino MC pisze...

Pisklak w końcu.

Dokonam czynu, a potem to opiszę zgodnie ze świecką tradycją.

A propos tekstu, zjadasz przecinki niechcący czy specjalnie? Bo to w sumie też daje jakiś rytm

dorka blee pisze...

No, no, Gre,
optymizm aż z monitora wyłazi. To dobrze, to bardzo dobrze.
Nawet z tym strachem, o którym piszesz. Człowiek jest istotą tak skonstruowaną, że z definicji boi się zmian. W Twoim przypadku są to konstruktywne zmiany :)

Pewnie siedemnaście już razy pisałam, że ja też z branży.
Lat tamu ileśtam zajmowałam się dziećmi alkoholików.
Dreszcz przeszedł mnie na wspomnienie, z tą tylko różnicą, że ja podlegałam nie pod publiszną służbę a pod samorząd. To dopiero były jaja!!!
U nas też kolejek nie było. Powód - ten sam co u was:profesjonalne podejście do ludzi.
Ale nieeee!!!
Nie ma kolejek - znaczy nie jesteście dobrzy! Do dobrych fachowców czeka się w kolejce od 4 rano żeby w ogóle być przyjętym!!!
A w poczekalni ile ludzie się narozmawiają.
A tak - cisza.
Stworzyć kolejki - to służbowe polecenie samorżądowca. Koordynatorem GPPiRPA wtedy też byłam. I wymiękłam na zawsze...

Teraz jestem logopeda i podlegam pod oświatę. Jaja są takie same.


A co do nepotyzmu - nie przesadzaj, jest moooooocno przereklamowany. Jak pluralizm i parytety na ten przykład ;)

grześ pisze...

Trochę zazdroszczę pójścia na swoje:), ja tam biura tłumaczeń ni szkoły językowej się pewnie nigdy nie dorobię:), pubu tyż nie.

A System i w edukacji jest irytujący niesamowicie.

pzdr

Gretchen pisze...

Dorciu,

Ja to wszystko znam od podszewki podszewki. Pracowałam i pracuję dla urzędów dwóch miast, pracowałam i pracuję dla funduszu, a nawet pracuję w opcji dwa w jednym.
W przypadku tego ostatniego rozwiązania rąbanie na pieniądzach idzie na całego, w biały dzień normalnie to idzie, mnóstwo ludzi o tym wie i nic. Jak nic, to ja walczyć za chory system nie będę. Nie będę produkować kolejek, udowadniać braku wielbłądowatości w sobie i innych temu podobnych, gdyż już mam gdzieś.
Na koniec i tak się okazuje, że to ja jestem nie za bardzo. Niech tak będzie.

Dzisiaj złożyłam podanie o zmarginalizowanie mojego udziału w Publicznej Służbie do niezbędnego minimum. Od 1 lutego jestem wolna i naprawdę od dawna nie czułam się tak dobrze. Stąd zapewne ten wyzierający przez monitor optymizm. :)

Jeszcze trochę mną rzuca o ściany jak się skupię, ale bardziej jestem już poza tym wszystkim.

Za siłę i podjęcie decyzji dziękuję Tym z Góry, bo mogłabym spleśnieć w Publicznej Służbie, a nie spleśnieję. Zawsze to jakiś zysk dla kobiety, że spleśniałą nie będzie.

Yupi Yupi Na Na Na Na!

Gretchen pisze...

Grzesiu,

To nie jest tak, że się nie dorobisz szkoły językowej czy biura tłumaczeń. Nie dorobisz się, czy inaczej mówiąc nie zarobisz realnych pieniędzy nie ryzykując szkołą, czy biurem tłumaczeń.
Oświata jest makabryczna i jedyny z niej zysk jest taki, że sporo wolnego jest. Tak, nie zgadzam się z jękoleniem nauczycieli na to, że ojej to nie tak i nie mamy tyle wolnego... Ja miałam 26 dni urlopu, plus gratisy dni wolnych ze względu na różne święta. Nauczyciele mają to samo, plus wakacje, ferie i takie te.

Utknąć jest łatwo, a niewarto.

O!

Gretchen pisze...

Pino,

Przecinki zjadam niechcący, taka jest prawda okrutna. Przecinek stanowi dla mnie wyzwanie. Ech...

Dokonaj czynu, okazja jakich mało na tym łez padole. :)

Pino MC pisze...

Czyn przełożony na piątek. Do pomstowania nad zdrowiem i edukacją dorzucam transport publiczny.

Gretchen pisze...

Osobiście do transportu publicznego nie mam zastrzeżeń. :)

Pino MC pisze...

Ależ ja o pekaesach mówię.

grześ pisze...

Co do tych przecinków, to jest problem poważny, jestem niesłychanie cienki z interpunkcji,w blogu to kein Problem,ale jak np. tłumaczę, to już się wkurzam na siebie:)

Trza się będzie dokształcić, w sumie PWN wydał jakis słownik interpunkcyjny, więc może do swej kolekcji słowników różnych i różniastych go trzeba będzie dorzucić.

grześ pisze...

A a propos utknięcia stwierdziłem, że jak nie teraz to nigdy, znaczy ten rokiem zmian musi być:)

Changes:)

Na razie pierwszy krok, zapisałem się na kurs tańca:)
I nawet byłem na pierwszych zajęciach.
A jutro w planie siłownia&basen, ciekawe czy mi się uda zrealizować.

Plan abstynencji alkoholowej dziś po raz pierwszy w nowym roku złamałem, ale special okazja, więc nie dało się inaczej, o słodyczach już nie wspomnę:)

Pino MC pisze...

Kurs tańca, koniec świata pani Popiołkowa :)

Chociaż w sumie właśnie jadę na łyżwy, do widzenia, miło było was poznać, mogę komuś zapisać moją czapkę z pomponem w testamencie.

Gretchen pisze...

Grzesiu,

No brawo, prawda, brawo! :)
Kurs tańca, basen i siłownia - fiu fiu...

Wszelkie zmiany popieram i oręduję. Nie ma co pleśnieć, szkoda życia.

:)

Gretchen pisze...

Pino,

Wiem ze źródeł zbliżonych do telefonicznych, że jednak przeżyłaś.

O czym informuję wszystkich, którzy pozostają w napięciu już dobę. Można spokojnie usiąść, przestać obgryzać paznokcie, czapka z pomponem chwilowo nie jest do wzięcia.

Pino MC pisze...

Przeżyłam. Bardzo lubię łyżwy.

Za tydzień go zabieram na curling :)

Gretchen pisze...

Pompona? :)))