9 stycznia 2011

Mój rap, moja rzeczywistość

Dorasta hip hop polski, ale przecież nie ze mną. Możliwe są dwa rozwiązania: albo ja się cofam, co się w psychologii ładnie nazywa regresem (zapewne, żeby cofającym się nie było zanadto przykro), albo oni dojrzewają szybko.
Mój dawny tekst pod wiele mówiącym tytułem “Mój rap, nie moja rzeczywistość” dzisiaj musiałby nosić tytuł powyższy.
Uzasadnienie tej śmiałej tezy odnaleźć będzie można już za chwileczkę, już za momencik. Się piszą literki... Yoł!

Jestem leniwa do nieprzytomności, przekładam i odkładam pomysły, aż w końcu pierwotne motywacje stają się bezprzedmiotowe i trzeba szukać nowych, o ile dostrzegę jakikolwiek sens w powracaniu do tematu wcześniej wydającego się nieprawdopodobnie nośnym.
I tak właśnie wiele miesięcy temu powiedziałam Pino głosem tajemniczym, że zarażę ją jedną płytą. Nooo taaaak... Czasu upłynęło na tyle w rzekach rozmaitych, że tę motywację muszę odrzucić ze względu na fakt, że płytę wzmiankowaną dostarczył jej Mikołaj i szyki mi popsuł. Wot, malińkaja przykrosć.
Za to Dorcia odkopała archiwalny tekst własny, który zamieszczonym będąc na zapomnianym już przez Boga i ludzi tekstowisku, furorę zrobił...
Se myślę: O!
Ja wiem, że normalny człowiek nie nazwie tego myślą, ale ja nie za bardzo normalna jestem i wiele osób może to potwierdzić, zatem O! za myśl uznaję.
Pomyślałam więc krótko i mi się przypomniało, że mój tekst o polskim hip hopie, zamieszczony dawno, i pogrzebany wraz z portalem, czyli fochami adminów, też zrobił niejaką karierę.
O! - no, dobrze...

Jednego dnia pewnego, czy też pewnego dnia jednego, albo dawno... dawno... temu... Tak czy owak Zbigniew Nowak... Wracałam z pracy z jednym magistrem i on włączył tę płytę. Trasa nie była zbyt długa, a muzyka zupełnie mnie wchłonęła. Żeby więc pozbyć się mnie z samochodu, magister obiecał dostarczyć mi płytę, żebym mogła wchłaniać, pochłaniać i nasycać się do woli w zaciszu domowego, za przeproszeniem, ogniska.
Jak powiedział tak zrobił, ku mojemu bezbrzeżnemu szczęściu.

Od tego czasu TRIP jest ze mną wszędzie, tak na wszelki wypadek, jakby mnie naszło. Nachodzi często.

Intro dopadło mnie przy pierwszym, prywatnym przesłuchaniu na ulicy. Niedobrze. W tym znaczeniu, że to nie bardzo wypada kobiecie w moim wieku rechotać publicznie bez sensownego wyjaśnienia. Chrzanić!



ona zaskakuje
jest inna
jest inna niż wszystkie

Nic chłopak nie kłamie, a to w dzisiejszym świeci spotykane jest jakże jakże.

Ostatnie nutki i kiedy on mówi 5... 2... i ta moc muzyki... Pycha!

Ta płyta, jest inna niż wszystkie ich poprzednie. Dla na przykładu różnicującego zamieszczam sztandar sprzed kilku lat:



Nie lubiłam tego kawałka, chociaż kilka myśli prawdziwych w nim jest, ale miał w sobie przedziwny prymitywizm. Jak gdyby odtwarzali naskórkowe stereotypy. Duszy w tym nie ma, czy jak?
No nie wiem, nie lubiłam tego kawałka.

Teraz proszę się trzymać, zapiąć pasy i koniecznie wysłuchać. Bez wysłuchania czytanie tego tekstu nie ma sensu.

Najpierw pokochałam Belissimo. Kojarzy mi się z zaplataniem słów w kilimek, co lubię nadzwyczajnie. Jak wysłuchałam całości po wielokroć, zrozumiałam że to jest to, co tę płytę stwarza w niezwykłość.




Potem był list otwarty do Prezesa. Nie pisuję listów otwartych, do tych z Góry w szczególności. Sami wiedzą. Czekam sobie, może nawet i cierpliwie, albo coraz bardziej cicho.



Zbyt dużo lubię za nadzieję w sytuacjach, które wydają się beznadziejne. A proszę, mężczyzna napisał takie coś.



I przyszedł ten dzień, w którym zupełnie na łopatki powaliło mnie Spadam. Każde słowo ma znaczenie. Mistrzostwo poezji Smutku. Trzeba bardzo uważnie słuchać.

Stoję niemy
między brukiem, a wiecznie błękitnym niebem




Jeszcze coś... Piśniczka o nas wszystkich. W każdym razie tak o nas wszystkich myślę. Wydaje mi się, że jestem inna, ale pewnie jestem właśnie taka jak każdy. Lubię wierzyć w swoją wyjątkowość, ale kto nie lubi?
Uciekamy...
Bujający się rytm, wciąga mnie zgodnie z założeniem magistra wprowadzającego.




No. To sobie napisałam i posłuchałam przy okazji.
Jest jeszcze coś... Ktoś... Jeden hip hopowy utwór, który znalazł się w podręczniku gimnazjalnym. Serio serio. Tekst Eldo trafił do podręcznika dla młodzieży. Młodzież się cieszy w sieci, a ja się młodzieży nie dziwię.
Z nimi się cieszę, bo to jest kawałek niosący Moc. Słyszałam jeszcze inne, Paktofoniki na przykład, ale początek jest tylko tym czym jest.




stałem nad grobem koleżki, z którym w swoim pokoju nagrywałem pierwsze wersy
są takie rzeczy, których chciałbym nie widzieć
nie prosić Boga, by następny dzień mógł ulgę przynieść

...

i gdy będę odchodził, to powiem jak Stachura,
niech żyje życie,
niech żyje

...
w życiu tak mało mamy czasu na modlitwę
naprawdę chowamy się za pozorów kurtynę.



Nie umiem spisywać wszystkiego, co w mojej głowie się kłębi
więc niech cudze słowa dotrą do waszej głębi.

Mój rap i moja rzeczywistość.

Ze specjalną dedykacją dla Pino i Grzesia, który nie lubi hip hopu.

5 komentarzy:

Pino MC pisze...

Och, dziękuję :) W ogóle zgłaszam postulat, co bym się częściej pojawiała w tym blogu, albowiem Bażanty próżne są, no. W rewanżu mogę napisać coś o Tobie :P
Skreczyki, taa... Płyta jest wyczesana w kosmos, ale nie zamieściłaś mojego ulubionego z kolei wałka, więc pozwolę sobie uzupełnić:

http://www.youtube.com/watch?v=0PZj6GdrE50

Pino MC pisze...

Dorzuciłaś teraz czy oślepłam?

Gretchen pisze...

Jak nie zamieściłam, jak jest? Hę?

Możemy podpisać taką umowę, że w zamian coś o mnie napiszesz. :))
Jakże by to głaskało próżność mą!

Płyta rozwalić może każdego i to bez trudu.

P.S. Było Bażancie, było. :)

Pino MC pisze...

Sorry, muli mnie.

Przestanę ćpać na parę dni i napiszę o Tobie poemat. Ostatnio wdzięcznie dostarczasz tematów, hi hi.

grześ pisze...

E tam, od razu nie lubi.
Kalibra ze 2 rzeczy lubię, Paktofoniki cuś pewnie tyż, no I
Fisza "Sznurowadła".

I Jona Lajoie, choć to co innego trochę:)

Ale posłucham pilnie wszystkiego, acz nie wiem kiedy, bo minimalizm wdrażam internetowy sobie:)