25 maja 2010

Moja Droga Gretchen [12]

- Nagle zabrakło mi czasu, właściwie na wszystko. Jeśli w tym braku z czegoś mogę się jeszcze cieszyć, to z niedawnej radości jego posiadania.
Program przerzuca mnie do starszych wersji wykorzystując moją znakomicie działającą pamięć operacyjną.

- Przywiązałaś się do czasu?

- Przywiązałam się. Do rytmu. Braku, który dziś jest nadmiarem. Trochę tak, jakbyś stworzyła siebie i w sobie była, i całkiem była nieźle, aż niespodziewanie jedno coś wywołuje drugie coś, a to drugie, trzecie, czwarte i pierdylionowe. Początkowo nie bardzo wierzysz, ale jakoś to będzie - tak sobie myślisz, potem niby się naginasz, żeby niby rozpoznać po skutkach.

- Skutkach?

- Skutkach, czyli konsekwencjach. Szłaś a biegniesz, myślałaś a używasz mózgu jak maszynki, zatrzymywałaś się a dzisiaj mówisz za chwilę, czułaś a nie czujesz, śniłaś a śpisz, byłaś a już nie wiesz czy jesteś próbując złapać w dłonie najleższy dowód własnego bycia.
Nie, nie trwania, bycia.

- No i?

- No i masz kolejne skutki konsekwencji, albo konsekwencje skutków. Gonię siebie mając skończoną świadomość nie-podążania. Nie widzę swojego cienia choćby. Przestaję widzieć, staram się dotrwać.

- Do czego?

- Nie wiem... Z przyzwyczajenia może...

- Przyzwyczajenia?

-Zadajesz dzisiaj tylko pytania... Nie wiem... to chyba ma sens, ale niekoniecznie znam odpowiedzi.
Z przyzwyczajenia do bycia i gonienia, nawet wbrew sobie. Zupełnie jakbym się przestawiała na opcję konieczną, tylko komu konieczną?
Jestem niewolnikiem rzeczywistości, która stwarza mnie na jakieś nowo cholerne, którego nie chcę i którym gardzę, nie mając chwili przekładam sekundy na przyszłe minuty. Mówię sobie jeszcze chwila i będę wiedziała, znajdę, zdecyduję, poukładam, poodzielam, zbiorę, nie ustąpię, odpuszczę, wróci oddech. Nie za bardzo oddycham, bez żadnej przenośni.

- Męczy mnie słuchanie...

- Nie bardzo masz wyjście jak sądzę, choć rozumiem co męczy. Spróbuj wyobrazić sobie...

- Jak ciebie męczy?

- Na przykład.

- Wyobrażam sobie, tylko nie bardzo to wszystko rozumiem.

- Wiem, to trudne lub bardzo trudne.

- Chodzi o to, że patrzę na ciebie jak robisz to czy tamto i teraz nie wiem o czym mówisz.

- A ja nie wiem kto mógłby wiedzieć skoro ty nie wiesz.

- Słuchaj, tobie się wydaje, żeś jakaś taka wyjątkowo pokrzywdzona, to bez sensu.

- Nie czuję się wyjątkowo pokrzywdzona niezmiennie czując się wyjątkową, co też jest źródłem kłopotów. Chociaż nie, jestem wyłącznie śmiertelnym zmęczeniem. Zmęczeniem pozbawionym czasu.

- Czasu na co?

- Na zwykłe i proste rzeczy, na brak prostoty, na niezwyczajność.

- Hmm?

- Żeby coś przemyśleć potrzebuję już co najmniej doby, żeby popłakać powinnam napisać podanie z trzytygodniowym wyprzedzeniem, żeby, żeby, żeby, a czasu nie ma...

- Jest to, że nie potrafisz go odnaleźć...

- I jeszcze coś... Kiełkujące lecz już wyraźne. Niechciane, spychane i kopane.
Nie mam chwili do spotkania się ze sobą, poczucia czegoś naprawdę.
Siedzę nocą, budzę się wyczerpana już w blokach startowych. W tych pięknych okolicznościach za często muszę tłumaczyć, wyjaśniać, prostować, udowadniać.
Mogę to zrobić bez naciągania rzeczywistości tylko wiesz, nie mam siły i coraz mniej mi się chce, a czuję ten idiotyczny przymus stania po stronie własnej prawdy, chwilami wyglądającej nawet na obiektywną.
Znasz mój stosunek do wszelkich prawd prawdziwych, tak? A ja muszę bronić oczywistości, przypominać. Przypominać więc pamiętać, nie mogę sobie pozwolić na brak pamiętania, na umykanie szczegółow. Wszystkie te filmy przechowuję i układam na kolejnych półkach w prywatnym archiwum. Żeby nie można było czegoś tam wygrzebać i rzucić mi szmatki nieprawdy.
Więc jeśli o czymś marzę to o zapomnieniu...
To byłoby niesamowite móc pozwolić sobie na lekkie powiedzenie nie pamiętam. Albo mieć inną konstrukcję pozwalająca chrzanić sytuacje, ludzi, zarzuty przykryte udawactwem.

- Duszno jakoś, może otwórz okno?

- Okna są otwarte, co jak widzisz w niczym nie pomaga.

- Zagraciłaś przestrzeń. Całe to archiwum przydusza. Widzę ile tego jest. Zacznij wypieprzać graty, zrób porządki, to z wiosną robi tylu ludzi.

- Nie widzę wiosny, po mojej stronie wciąż sezon jesienno-zimowy. Nie zapowiada się na zmianę.

- Zmiany się nie zapowiadają, po prostu przychodzą cichutko, bez rozgłosu.

- Wiem, słyszałam o tym od ludzi.

- Więc?

- Jeszcze nie.

- A kiedy?

- Za chwilę?

- Długo już to powtarzasz.

- Odkładam i przekładam. Coś jednak porządkuję, na tyle na ile mnie stać w tej chwili.
Kilka gratów wyleciało, jacyś ludzie razem z nimi. To jest zaleta braku czasu - przestajesz się zastanawiać zbyt długo, przemyśliwać do kości.
Upraszczasz.
Upraszczam.
Tylko nieustannie przybywa danych, które trzeba poddać koniecznej analizie. Coś wraca, ktoś wraca i czegoś chce, ja wracam do starych spraw. Jestem jak młynek, któremu nie pozwala się przestać pracować: mieli i mieli.

- Się nie przepal.

- Się staram, bo dzieją się także rzeczy piękne. Dla nich się staram, szkoda stracić to wszystko.

- One nie są twoje, te piękne rzeczy...

- Nie są, nie są - jasne - lecz mam szansę widzieć jak nabierają kształtów i zapachów.

- I to ci wystarcza?

- Radość jest tym czym jest. Pojawia się, chcę ją zauważać. Dotykać. Uczestniczyć.

- Co z tobą?

- Odcięta od czucia, myślę. Myślenie powoduje zmęczenie. Zmęczenie mnie wykańcza zaciemniając wyraźne widzenie. Poruszam się w półmroku, bez kompasu.
Słuchaj, poruszam się nie zmierzając w żadnym, ściśle określonym celu. Wykonuję ruchy od do świadomie rezygnując z obierania kierunku. Przedziwny rodzaj wolności niewolnika.

- Ładne...

- Może...

- Coś zamierzasz?

- Nie ruszam się z miejsca.

2 komentarze:

Jakub Niemczynowicz pisze...

Ta walka.
Ona jest jednak jakoś tam potrzebna. Choć chwilami ma się poczucie destrukcji i właśnie braku sił.

Ale, jak zwykle będąc pod wrażeniem, mogłem coś poplątać.

Generalnie jestem teraz na tej jaśniejszej stronie księżyca.
Może to dlatego, że zbliża się pełnia, to i łatwiej o to :)

Pozdrowienia :)

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Że jest potrzebna powtarzam sobie, kiedy już do szału mnie ta walka doprowadza.
Za każdym razem kiedy wydaje się, że już odpuściło, pojawia się coś nowego. Kolejna niespodzianka.
Sama nie wiem czy to jest bardziej straszne, czy bardziej kabaretowe.

Pamiętaj, że kobiety są w sposób szczególny związane z Księżycem i dla nas pełnia oznacza coś innego. :)

Pozdrowienia.

P.S. Piękny ten Twój kwiatek dla Mamy. Przypomina mi bukieciki zbierane na łące, żeby Jej ofiarować.
Dziękuję, za Twoje dziękuję.