8 maja 2010

Orange - historia osobista (część II)*

Człowiek popełnia błędy nie raz i nie dwas, normalne i wpisane w egzystencję jest to, ale najgorsze są takie malutkie, tyciusie błędziki, które wcale na siebie nie wyglądają w chwili popełniania, a rykną za jakiś czas.
Wiele lat temu związałam się z dzisiejszym Eksmenem... Nie, to nie będzie dramatyczny opis rozkładu, rozczarowanych szczerze przepraszam.
Nie zmienia to faktu, że kiedyś się z nim związałam, zapewne po to by dostąpił zaszczytu bycia Eksmenem - wszystko jest po coś.
Ponieważ Eksmen rozpoczął działalność pracową wcześniej niż jego oblubienica goniąca za zupełnie kobiecie niepotrzebną edukacją, numer mojego telefonu komórkowego został przypisany jemu właśnie, jako wiarygodnemu gdyż pracującemu. Tutaj zaczaił się maluteńki błędzik, który dzisiaj ponownie się odezwał szarpiąc me nerwy niczym struny gitary elektrycznej.
Wybrałam Orange, dawniej Ideę, dawniej 22 lipca.

Z biegiem czasu, po licznych perypetiach, On stał się Eksmenem, ale ponieważ są we wszechświecie sprawy niezmienne, mój numer dalej był jego. To jest to międzyludzkie zaufanie ponad podziałami, prawda. I słusznie, bo płaciłam uczciwie, choć nie zawsze bardzo terminowo.
Mogłam nie płacić. Do kogo przyszedłby straszliwy komornik? Hę?

Postanowiłam położyć kres ostatniemu (przedostatniemu) przyczółkowi jakiejkolwiek wspólnotowości, co w znacznym stopniu Eksmen mi ułatwił wycofując się jednostronnym oświadczeniem woli z poprzedniego jednostronnego oświadczenia woli, że kontaktu nie będzie, a wszystkie niezałatwione sprawy same się załatwią. Okazało się, że życie nie rzuca się aż tak bardzo naszym oczekiwaniom w objęcia...
Zderzony z rzeczywistością formalną przyszedł do woza.
No to ja niewiele myśląc postanowiłam to wykorzystać i przepisać ten numer na siebie czyli, jak to się pięknie określa, zrobić cesję. Bardzo ładne słowo.

Śniłam sny o potędze, że nareszcie cesja umożliwi mi wrzucanie kwoty rachunków w koszta mojej firmy, że wreszcie upragniony iPhone, który z pewnością zdążył już spuścić z tonu w cenie, i tym podobne fantazje.

W czymś, co wielu nazywa międzyczasem, zdarzało mi się dowiadywać o cenę iPhona, bo ta cała Orange zaczęła wydzwaniać, kiedy tylko zwęszyła koniec umowy. A na iPhona się zawziłam. Jeden mówił tak, inny tak, kolejny miał oddzwonić w celu ustalenia szczegółów za dwa dni i do dzisiaj się nie odezwał, a było to ho ho ho ho temu.

Ostatnie dni poświęciłam na dopinanie szczegółów, bo nie po to jestem klientką Orange od czasów 501, żeby nie wiedzieć jakie trudności mnie czekają.

Wyobrażałam to sobie tak: pojawiam się w wyznaczonym punkcie ja oraz Eksmen, każde z wymaganymi dokumentami, robimy cesję, zawieram nową umowę, dostaję białego iPhona 3G(pardą)S o pojemności 16GB, Eksmen znika, ja jestem szczęśliwa.

Naprawdę zrobiłam wszystko. Zadzwoniłam do salonu, w którym miałam się pojawić, sprawdziłam procedurę i dostępność mojego wymarzonego (o czym to kobieta nie marzy) telefonu, rozmawiając z pracownikiem tego salonu, wcześniej z Biurem Obsługi Klienta, potem z *400 “zostań z nami”.

I co?

Po tym wszystkim, co zrobiłam udałam się do salonu. Eksmen był obecny. Dokumentacja wraz z nami.

- W czym mogę pomóc? - pyta pani Ania.

- To będzie skomplikowane i trudne - odpowiadam, dramatycznie chowając twarz w dłoniach - chciałabym zrobić cesję numeru z osoby fizycznej w postaci tego pana, na moją firmę w mojej postaci.

- I co pani tu widzi trudnego? - przekonana o swoich kompetencjach mówi pani Ania.

- Bo ja proszę pani chcę też podpisać nową umowę, a ponadto chcę iPhona.

- Tak się nie da. - HA!

- No to właśnie mówię, że będzie to sprawa trudna.

- Cesję możemy zrobić, ale ona potrzebuje dwóch dni w systemie, a potem jeszcze trzy miesiące będzie musiała pani płacić fakturę na starych zasadach, żeby możliwa była nowa umowa uwzględniająca taryfy biznesowe.

- Dzisiaj rano ktoś z państwa salonu powiedział mi w rozmowie telefonicznej, żeby przyjechać osobiście, porozmawiać, że to się zapewne da zrobić od ręki.

Pani Ania robi minę nieokreślonego zniesmaczenia.

- No nie - przemówiła - w salonach nie mamy wpływu na wymagania systemu.

- Aha - na nic innego mnie nie był stać w danej sekundzie, ale... - Rozumiem, że po cesji umowa pozostaje na czas nieokreślony?

- Tak, oczywiście.

- Z tego rozumiem, że numer będzie mój, umowy wiążącej mnie z Orange nie będzie, więc spokojnie mogę pójść do innego operatora, który załatwi sprawę od ręki?

- Proszę zadzwonić na infolinię i im to powiedzieć. - głos pani Ani nieco się załamał.

Potem jeszcze zupełnie gratis, czyli w bonusie sprawdziła mi cenę aparatu, która była dwukrotnie wyższa od tej jaką ostatnio słyszałam, a co ciekawsze przy zawarciu umowy na czas dłuższy niż krótszy, była jeszcze wyższa. Cuda, panie, cuda!

Pominę łaskawie jakąś chorą deficytowość produktu firmy Apple, który pozornie będąc dostępnym realnie dostępnym dla mnie nie jest.
Nie pominę natomiast faktu, że firma Orange jest wewnętrznie niekomapatybilna. Każdy mówi co innego, zmienia zdanie w zależności od okoliczności, pory dnia, roku i zapewne jeszcze innych tajemniczych cykli w przyrodzie. Jest w tym swoisty rodzaj kichania na klienta, który jest z nimi od kilkunastu lat, co łatwo sprawdzić.
Jeszcze łatwiej sprawdzić, że od wielu lat rachunki za telefon płaci użytkownik, nie właściciel, co na moje rozumienie sprawy powinno komuś dać do myślenia w kwestii tych trzech miesięcy.

Kiedy do mnie przychodzi pacjent po kilku latach, to nie udaję durnia, bo pamiętam twarze a niejednokrotnie imię i nazwisko. Orange ma jeszcze łatwiej, bo nie musi pamiętać - od tego są systemy informatyczne, a nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Orange rżnie durnia mając klienta, optymistycznie patrząc, w trzeciej kolejności odśnieżania.

A może Era jest tańsza?

* Część pierwsza:

http://tekstowisko.com/gretchen/59811.html

19 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Hi hi hi hi hi hi.....
Ja jestem w Erze, hi, hi, hi, hi...

Nie wiem, może Plus jest tańszy?
Hi hi hi hi....

A nie, wiem!!!!
Hasbent jest w Plusie, hi, hi, hi, hi...

Natomiast jako ciekawostkę opowiem, jak to robi ze stałymi kilentami PolSat - firma
NieTelefoniczna.
A to znaczy, że bede gadać:

Nie jestem z niezrozumiałych dla mnie względów szczęśliwą posiadaczką aktywnego gniazda wtykowego (żadnego!) kablówki w moim małym i ciasnym mieszkanku.
W związku z brakiem stosownej wiedzy wybrałam się do źródła czyli sztabu zarządzaniarzeczonymi kablami.
Niezwykle profesjonalnie, po zajrzeniu do komputerowego systemu poinformowano mnie, że nie mam gniazda wtykowego w mieszkaniu.
Zapragnęłam mieć takie gniazdo, gdyż uczucie przynależności w tym momencie przeważyło w moim psyche.
A NIE! Nie są zainteresowani - mają już stałe grono odbiorców, o które dbają należycie. O mnie nie chcą dbać.
Ze spuszczoną głową, powoli...
udałam się do punktu PolSat, który raczkował właśnie trafiając pod strzechy rozmiarem przedsięwzięcia.

A TAK!!!!
Chętnie o mnie zadbają i zapełnią tę lukę w moim życiorysie.

Otrzymałam wszelkie akcesoria i już po niecałych 2 godz. stałam się uzależniona od pełnego gratisowego na miesiąc pakietu z oferty firmy, a tym samym - W GRUPIE!

Dwa lata minęło jak z bicza, potem dwa i dwa...
Aż do teraz, kiedy w wyniku własnego bałaganiarstwa (nie zbyłam w odpowiednim czasie), lenistwa(nie zadzwoniłam w odpowiednim czasie) i otępienia (nie sprawdziłam w odpowiednim czasie) wypełniłam nie te, bo z poprzedniej umowy, druki przekazu.
Zapłaciłam za 4 miesiące, co daje dość dużą kwotę do podarowania firmie, która z raczków wzbła się w przestworza. A ż tu nagle SMS: nie odnotowaliśmy wpłaty ... odetniemy!!!
Ja wam odetnę, bałaganiarze!!! i pogoniłam jak burza do firmy.
NIE!!! nie mają tej poczwórnej wpłaty.
Jak nie, jak mam potwierdzenie (na szczęście, bo zwykle wywalam ku rozpaczy hasbenda)
?????
i
????
I
????
-ALeż Pani wpłaciła na inne konto!
-Jak to możliwe, skoro korzystałam z GOTWYCH druków?

-Tak, ale STARYCH.Teraz jest Pani NOWĄ KLIENTKĄ.
-Ale nadal tą samą osobą!
-NIe szkodzi, nowa umowa. Nam zależy na NOWYCH klientach.
-A co ze starymi, gdzie premia za LOJALNOŚĆ na przykład?
- Przykro mi, taka jest polityka firmy.

Podsumowując: ta sama dorcia blee, choć już podstarzała przez te lata, rozmnożała, zmieniała kolor włosów, tyła, chudła, łamała paznokcie, blogowała i przestała - to nadal ta sama osoba.
A nie, nie dla firmy.
Dla firmy jestem w trzech osobach, i bez zbędnych skojarzeń proszę! bo niedługo będę w czwartej:)

Długo plotłam, przepraszam zniesmaczonych - blee!,pardą - baJ!

Anonimowy pisze...

Aaaa! NIe dodałam jeszcze (co jest ważne dla sprawy), że natychmiast zażądałam, żeby wykasowano stare dane (aktualne dla mnie, ale nie dla firmy) i pozostały tylko aktualne (czyli stare, ale nowe dla firmy).
NIe można, statystyka, szepnął Pan na uszko, gdyż rozmowa jest nagrywana.

grześ pisze...

Ha, a ja zadowolony i szczęśliwy człowiek żem:)

Telefon na kartę to jest to:)

Żadnych kolejek, żadnych rachunków, żadnych niekompetentnych pań i panów z obsługi, żadnych idei, pomarańcz, er czy innych plusów, żadnych eksmenów:)

pzdr

Gretchen pisze...

Dorciu,

Zacznę od końca, bo nie wiem czy dobrze poniekąd zrozumiałam: ta CZWARTA odsłona, to...?
No???

Teraz nawiążę od początku.

Wcale się wczoraj nie śmiałam, zwłaszcza że zebrałam się w sobie na życzliwy lekko tylko wionący chłodem kontakt z Eksmenem.
Niemożliwość, która wszak jest drugim imieniem firmy Orange, przwidywalna właściwie, ponownie sprawiła, że miałam ochotę pufać i miotać.
Pozwoliłam sobie na sarkazm.

Pouczona Twoją historią uświadomiłam sobie, że zaraz się zacznie kolejny walc, bo oni mnie mają w swoim niesamowitym, wszechwładnym, niezatapialnym systemie jako klienta biznesowego z planem taryfowym klienta indywidualnego . Hi hi...
Może być, że to spowoduje wybuch na odcinku systemu i nic nie będzie już takie jak przedtem.
Hi hi.

Postanowiłam zaczekać, gdyż przypomniałam sobie jeszcze jedną prawidłowość w tej firmie: jeśli Ty zadzwonisz do nich usłyszysz kwękanie i mocno wyśrubowane warunki (głównie finansowe), jeśli natomiast oni do Ciebie sytuacja wygląda zgoła inaczej. Ty sobie kwękasz, stękasz, marudzisz, że za drogo i w magiczny sposób okazują swą twarz kolejne, specjalne oczywiście, rabaty.

Poczekam więc.

Dla mnie to są historie zupełnie niepojęte i Twoja, i moja. Ktoś Ci robi uprzejmość, że zechce przyjąć Twoje pieniądze, albo wręcz uprzejmości Ci odmawia.

Jako jeden z pierwszych członków (pardą) wielkiej rodziny Orange, przynależny do tej GRUPY od kilkunastu lat mogę się śmiać, miotać słowami lub przejść do Ery, która ma równie idiotyczne warunki dla iPhona.

Są natomiast plusy takie, że być może uda mi się rozpocząć nowy cykl, dla którego nazwę już mam i będzie optymistyczny.

Zobaczymy.

Oczekując odpowiedzi na pytanie z początku tego przydługiego komentarza, pozdrawiam Cię jak zwykle gorąco, uściskowywuję itede itepe.

:)

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Coś w tym jest.
Szczególnie moją uwagę zwrócił brak eksmenów, to prawdziwie wielka radość jest.

Czai się we mnie zły oraz złośliwy tekst o mężczyznach, ale powstrzymuję swój wredny charakter jak umiem. :)

Pozdrowienia.

Anonimowy pisze...

Gwoli wyjaśnienia: to durne hi hi hi nie było z Ciebie, ani z sytuacji, a z faktu, że wszędzie jest tak samo, co dowiodłam opisując własną przygodę.
Żeby mi było jasne, NO!

Reszta jutro, glowa mnie boli.

Dobrej wsyzstkim.

blee

Anonimowy pisze...

PS z ta czwarta to nieeeee.....
Niestety.
A dzis i tak boli mnie gowa.

Gretchen pisze...

Dorciu,

Nie znam Cię, ale znam Cię na tyle, żeby wiedzieć z czego się śmiejesz, i że to nie jestem ja, a nawet gdyby to zupełnie nie szkodzi.
No. :)

Głową się zaopiekuj, może się jeszcze przydać.
Jako pracująca dzisiaj dzień cały wiem coś o tym.

Poza tym nie ma lepszego sposobu na ból głowy niż nieprawdopodobny seks więc sama rozumiesz. :)

Trzymam kciuki dalej w wiadomej sprawie.

Jakub Niemczynowicz pisze...

To mam podobnie jak Grześ w sumie.

Pozdrawiam

Dorciu. Tobie również starsza siostro, wszystkiego dobrego!

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Wychodzi na to, że mężczyźni mają ławiej? :)

Pozdrowienia jak najbardziej.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Nie wiem Gretchen, jak to jest.
Może tak być.
Dziś ostro w dół.

Pozdrawiam z nadzieją, że jutro wstanie nowy, lepszy dzień.

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Nie wiadomo jak to jest...

Wiadomo, że jak coś pikuje w dół, to zaraz musi się odbić.

Niech słońce wstanie nad Twoją uliczką jak najszybciej się da.

Tak będzie.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Dzięki. U mnie wszystko dobrze.
Ale bywa tak, że niepewność, czy u kogoś innego również, boli, gdzieś tam w środku...
A najbardziej chyba, własna niemoc na to wszystko.

Spokojnej nocy Gretchen

Gretchen pisze...

Paryzancie,

Czasami, nieczęsto, z braku mocy rodzi się moc.

Albo trzeba dać sprawom płynąć do ich własnego brzegu.

Spokoju, Paryzancie.

grześ pisze...

A ja dzisiaj idę do punktu Orange zapłącić siostrze fakture, więc kto wie, co się wydarzy.

No ale niektórzy se łażą po Hiszpanii, a inni musxą im rachunki płacić, życie nie jest sprawiedliwe:)


Ostatnio jak byłem w Orange z kumplem, to on miał jakąś sprawę, najpierw czekał z godzinę, później pani mu nie chciała załatwić czegos tam, ale on asertywny chopak, więc stanowczo, łagodnie i bez lęku ją przekonał, że ma to zrobić( bo ta kazała mu dzwonić na biuro obsługi)

Poza tym myślę na d kilkoma tekstami, ale żaden nie chce się napisać.
A w głowie są już ze dwa o filmach, ze 3 o muzyce, z jeden o człowieku pewnym, z jeden taki smęcący.
I nic.

grześ pisze...

P.S. A czy mężczyźni mają łatwiej?

No może, a w ogóle napisz ten złósliwy tekst o facetach.

Acz mam wrażenie, że tylko kobieta może napisać dołująco-olewczego:) smsa o 8 rano, by mi zepsuć jeszcze nie rozpoczęty dzień:), co się dzisiaj wydarzyło.

Ale olać, to wiosna jest:)

Poza tym zamierzam dziś zająć się przygotowaniem jakiego obiadku, znaczy czegoś co pasuje do kaszy,gotowanie humor poprawia.

A jutro powrót do pracy...., buuuuu:((((((

No ale po 5 dniach wolnego:)

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Byłeś zapłacić więc zgaduję, że nie zdarzyło się nic niezwykłego, może długo czekałeś, ale pieniążki to każdy chętnie, chętnie. :)
Inna sprawa jak chcesz coś od nich.

Z własnego kobiecego punktu widzenia muszę przyznać, że o 8 rano to mogłabym wysłać tylko smsa from Gretchen with love, dla żadnego innego nie chciałoby mi się świtem stukać w klawiaturkę telefonu, ale ja jestem dziwna więc nie należy mnie traktować jako miarodajnej.

Niestety, znaczna część tekstu o mężczynach już się wczoraj napisała - najwyraźniej wrednieję. Koniec świata będzie jak stanę się gorzka niczym pestka.
Kiedy dopisze się dalszy ciąg, a właściwie ciąg wcześniejszy zamierzam to opublikować. Ha!

Pozdrowienia Grzesiu :)

Jakub Niemczynowicz pisze...

Gretchen
:)

Dzięki.
Dziś od rana ostro w górę.

Chyba zacznę pracować w wesołym miasteczku;-)

Serdeczne pozdrowienia

Gretchen pisze...

Partyzancie,

No! I to są dobre wieści.

Trzymam kciuki za utrzymanie kursu zwyżkowego. :)

Pozdrowienia.