4 maja 2010

Patriotyzm - teoria i praktyka (na przykładzie Publicznej Służby)

Od smoleńskiej tragedii dużo słyszę i czytam, czytam i słyszę o Patrotyźmie, Ojczyźnie, Polsce, powinnościach, obowiązkach - wszystko wielkimi literami, niekiedy co nieco nadęte.

Słowa płyną oceanem refleksji, często dość przerażających. Pojawiają się takie, których nawet wymawiać nie chcę, ale chodzi o to, że określone wartości z ust wielu ludzi nie schodzą, co byłoby dobrze i potrzebnie gdyby nie rżnięcie niczym piłą elektryczną, zgromadzonych w tych granicach, na dwie kategorie.
Jak zwykle każda z grup uważa, że to ona ma rację i na tę rację przedstawia odpowiednie argumenty.
Temat sam w sobie ciekawy, ale nie na dzisiaj, bowiem dzisiaj mam zamiar napisać nie o słowach mówionych i pisanych, nie o deklaracjach.
Napiszę o praktycznym przełożeniu wielkich liter i konsekwencji prawdziwego dramatu na praktykę życia codziennego, za przykład podając Publiczną Służbę.

Mój kolega, współpracownik, kumpel - mniejsza o określenia - jest psychologiem, co może nie jest jakąś wielką niespodzianką, ale jest psychologiem, który specjalizuje się w interwencji kryzysowej.
Najkrócej mówiąc wie jak pomagać ludziom w skrajnych sytuacjach, które ich dotknęły. Taka pomoc powinna przyjść najszybciej jak się da, a nie zawsze się da, ale po to jest taki ktoś, żeby zapobiec zapadnięciu się człowieka w sobie. Człowieka, którego spotkało lub spotyka coś strasznego.
To nie ma nic wspólnego z psychoterapią, to jest jak praca strażaka przy pożarze.

Do tego właśnie chłopaka 10 kwietnia zadzwonił ktoś z Kancelarii Premiera.

Kilkanaście godzin później, on i ileś innych osób o podobnych kwalifikacjach wsiadło w samolot do Moskwy. Mieli objąć pomocą psychologiczną rodziny ofiar katastrofy od chwili ich wylądowania, pojawienia się w hotelu, przez przygotowanie do identyfikacji zwłok, aż po sam moment identyfikacji i czas po nim.
Wiem, że część tych psychologów była obecna, razem z członkami rodzin, dla nich, w trakcie identyfikacji.
Część nie wchodziła, ale stała tuż za drzwiami.

Mój kolega wysłał Najlepszej Szefowej smsa tuż przed odlotem, żeby trzymała za niego kciuki.

W moim przekonaniu nie trzeba być ani specjalnie bystrym, ani nadto błyskotliwym, żeby ogarnąć umysłem jakie zadanie przed nimi wszystkimi stało. Mogę się mylić, ale upieram się, że naprawdę nie trzeba.

To była sobota, wylot nad ranem w niedzielę.

Wiem, że wszyscy żyli czym innym, ale to były dni wolne od pracy.

Natomiast...

Natomiast jego praca w Moskwie w sposób nieunikniony nałożyła się na dni pracy. No, a jego w pracy nie ma więc Najlepsza Szefowa, po głębszym namyśle, informuje dział kadr naszego Posterunku, że jest tak i tak, że jego nie będzie, że zgłasza, że...

Trzeba było się zamknąć i nic nie mówić, udawać, że on jest, ale z drugiej strony to przecież piękne, słuszne, zasługujące na uznanie...

Rozpętało się piekło.
Nic nie zostało zgłoszone pisemnie. Fakt, to karygodne zaniedbanie - nie ma na piśmie więc nie ma wcale. Szefowa zgarnęła w beret, że nie zna procedur, zupełnie jakby takie rzeczy zdarzały się codziennie.
Włączył się sam radca prawny, który czegoś był zagubiony jak dziecko we mgle więc zawsze można dołożyć Szefowej, albo już nawet samemu samowolnie oddalonemu.
Kiedy usłyszałam, że może jakaś nagana do akt mu się należy opadłam na fotel i miotałam słowami bardzo brzydkimi.

Kotłowało się dwa tygodnie. Do dzisiaj się kotłowało.
Normalnie w ogóle nie wiadomo co zrobić z pracownikiem Publicznej Służby, który opuścił spokojny Posterunek, by pomagać ludziom w sytuacji absolutnie niewyobrażalnej.

Najprościej - ukarać.

Ale...

Chłopak nie pojechał tam stopem z misją ratowania. Poleciał samolotem wynajętym przez Rząd tego pięknego kraju. Pracował razem z panią Kopacz, która jest kim?
No właśnie, Ministrem Zdrowia.

Publiczna Służba miotała się i poniewierała nimi tak długo, aż nie padło nazwisko pani minister, bo kolega może dostarczyć bez żadnych problemów pismo z Ministerstwa Zdrowia, że tam był, dlaczego był, po co był, i że naprawdę, zaprawdę był.

Już nikt nie mowi o naganie.
Już się okazuje, że dobrze zrobił.
Już tylko Szefowa zbiera, choć jakby ciszej i w bardziej przyjaznej atmosferze.
Wszak powinna wiedzieć, że na piśmie, a nie tam dzwoni do kadr. I nie to, że wczoraj Dyrekcja wykrzyczała, jak to Dyrekcja ma w zwyczaju, że nic o sprawie nie wie.
Nie wie, a wrzeszczy od dwóch tygodni z okładem. No proszę.

Zastanawiam się... Czy w gruncie rzeczy ta Dyrekcja nie powinna czegokolwiek pozytywnego zrobić?
Nie wiem, podziękować (oczywiście na piśmie), wyrazić zadowolenie (oczywiście na piśmie)?

Szczerze mówiąc jestem ciekawa jak te wszystkie dyrekcyjne osoby zareagowały w sobotę 10 kwietnia na wieść o tym, co się stało.

Wszyscy na naszym Posterunku byliśmy z niego dumni.
Wrócił inny, zgaszony, spowolniony, zmęczony.
Spali po dwie, trzy godziny.
Byli w samym środku niewyobrażalnego ludzkiego nieszczęścia.

Powiedzieć można wszystko.
Można mówić wielkimi literami i z wielkim przejęciem.
Można malutkimi i bez przejęcia.
Cóż znaczą słowa?
Tyle, na ile się przekładają. Realnie.

Nie będę budować oddziałów partyzanckich po lasach, ale gdyby wtedy do mnie zadzwonił poleciałabym bez zastanowienia, o czym mu powiedziałam.
Żałowałam, że dowiedziałam się zbyt późno.
Żałuję dzisiaj.




Może lepiej być bezgłośnym światłem, niż błyszczeć wielkimi literami ?

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jakież to nasze,narodowe...
Zwolnić, wylać na pysk dyscyplinarnie, bo nie przyszedł, bo śpi, bo zarabia na lewo nie dzieląc się z fiskusem.
Potem nazwisko.
Odpowiednie.
Dalej: przywrócić, nagrodzić i awansować. No i koniecznie wielkie, błyszczące litery.

Lepiej nic nie mówić.
Zastępstwo kolezeńskie praktykujemy w mojej pracy, której nie lubię.

Gretchen pisze...

Wielkie, błyszczące litery są prostsze często od najprostszych gestów.

Niemal dwa tygodnie trzeba było udzielać w wyjaśnień w sprawie, która moim zdaniem wyjaśnienia nie potrzebowała.

Z zastępstwem nie było problemu, u mnie też się to praktykuje z powodzeniem jeśli jest taka potrzeba. Wszystko działało jak należy.

I gdyby jeszcze chodziło o spanie, albo zarabianie na lewo...

Powoli zaczynam się wycofywać z tego miejsca, z tego systemu. Zmęczyłam się.

grześ pisze...

Bo tak to bywa, że te wielkie słowa różne nie przekładają się na realne rozwiązania realnych problemów.

I że tak powiem skala absurów i utrudniania życia ludziom robiącym coś sensownego jakby się nie zmniejsza.

Mimo wielkich patriotycznych słów.

Znaczy teoria bywa piekna, w praktyce różnie.

Ja odpoczywam od służby, bo matury:)

Ale za to w weekend się dokształcać jadę na całe 3 dni:), mi to się jednak nudzi czasem.

Pozdrówka.

P.S. Czy miałaś po skończeniu sie TXT taki kryzys, że ci si ę na tym indywidulanym blogu nie chce pisać?
I że to blogowanie nie ma sensu?

Bo mnie się chyba takie cuś zaczęło.
Niby pełno pomysłów w głowie na teksty, ale tak mam wrażenie, jakby te teksty i to pisanie nie miało żadnego znaczenia ni sensu.

Gretchen pisze...

Grzesiu,

Mówienie przecież najczęściej nic nie kosztuje, prawda?

Kipisz w pracy ogarnia coraz to nowe obszary więc widzę jak lekko ludzie cenią słowa, w tym własne i to ludzie, których ceniłam.

Może to zabrzmi dość gorzko, ale w ostatnim czasie mam taką obserwację, że to co realnie powoduje w ludziach aktywność, to wygodnictwo i pieniądze.
Wygoda własna jest podstawą, stoi ponad wszelkimi innymi wartościami, a pieniądze? No cóż, ci którzy je mają rozdają karty.

Wiem jak to brzmi, ale tak to widzę na dzisiaj od czego nie jest mi wcale jakoś weselej na świecie.

Co do blogowania.
Masz rację, a ja mam podobnie do Ciebie: pomysły na teksty gotują mi się pod kopułką, a motywacji do pisania mam mniej.
Chociaż dobrze się tu czuję w tym spokojnym zakątku.
Dziwne to jest.

Pozdrowienia.

Anonimowy pisze...

Grześ
Ad. PS

Noooo.....

Igła pisze...

Jak wlazłem doma to odpaliłem radio (antyradio-tak się ta stacja nazywa)
iii... poleciało melodyjne - ..wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem...
Ale do rzeczy.
I to będzie w następnym komencie.

Gretchen pisze...

Igła,

Właśnie, właśnie - tak samo myślę.

Czekam na następny komentarz "ale do rzeczy".

:)

Igła pisze...

Mój rozumek jest mały, jak to u igły..
Lubię posługiwać się cudzymi słowy i myślami..
Lubię stare wspominki i pamiętniki...

I w jednym z nich..

Młody porucznik, dowódca baterii i kilku zastępców, podchorążych i podoficerów wycofują się na kolejne pozycje obrony. Wrzesień '39 jest suchy i gorący. kieleckie bezdroża piaszczyste. Tracą w bojach - ludzi, armaty, jaszcze i konie.
Ostatnie działa i przodki z amunicją ciągną już sami ostatkiem sił.
W jednej ze wsi zajmują pozycje, okopują się, otrzymawszy rozkazy.

Na przyzbach chałup, na ławkach siedzą stare chłopy, obserwują ich, ćmiąc cygarety.

Młody porucznik, nakarmiony ziemniakami, mlekiem i czymś dla kurażu, rozczula się..

- Wybili mi prawie całą baterię.., ludzi, konie...

Starzy gospodarze kiwają ze zrozumieniem głowami...

- Niech się pan oficyjer nie martwi, baby narodzą nam nowych synków,....tylko czy warto dla Polski?

Z pamięci...

"Bateria została"

Igła pisze...

Polskę, proszę Gretchen, od zawsze budowali & bronili porucznicy i podchorążowie.
Synków na /żołnierzyków/ dostarczali chłopi a magnateria zwała się kiedyś targowicą a teraz dyrekcją.

Niechże Gre robi /swoje/ i namawia do tego innych.

Będzie ok.

Gretchen pisze...

Tylko widzisz Igło,

przywykłam do rozwalania tego rodzaju syfu, a dzisiaj mam do siebie pretensje, że gorzkniejąc zaprzestaję.
Plan widzę, widząc upadek Derekcji, wszak nie całego systemu, bez przesady.

A dzisiaj myślę: weź ty Gretchen wyczep się z tego pociągu, bo wstyd w nim nazwiska swojego używać i umiejętności, i wiedzy. Wstyd normalnie.
Nie oglądaj się, nie walcz, zrób co dla ciebie najlepsze i idź swoją drogą.

A Druga mówi: zrób co chcesz, ale nie zgadzaj się na takie coś, nie wycofuj swoich racji, nie ustępuj przed małością, złodziejstwem, nieuczciwością. W końcu taki nadęty balon nie będzie ci dyktował warunków.

Kilka prostych kroków Igła i cały ten mały syfek leży. Razem ze swoją arogancją, nagrodami prezydenckimi, feudalnym nastawieniem.

Siedzę i patrzę z chitrym uśmiechem wiedząc, że mogę i umiem to zrobić.

A może należy sobie zadać pytanie: po co?

Bo wiesz, rozglądam się i nie widzę w ludziach niczego w co wierzyłam. Widzę tchórzy, wygodniaków, obracających się przeciwko mnie kiedy tylko zacznę głośno mówić o lojalności, zasadach, wdzięczności przeciwko agresji, pysze...

Grzmot. Błysk. Cisza.
Nikogo nie ma.

Za siebie walczyć nie muszę. Jestem na tyle młoda, a z drugiej strony na tyle już zawodowo kompetentna, wyuczona i sprawdzona, że wystarczy powiedzieć good bye and good luck.

I popatrz Pan, Panie Igło, że mnie to wszystko jednak doprowadza do stanu braku równowagi z powodu mojego przywiązania do zasad podstawowych.
Zawsze taki sprawom mówiłam i będę mówić swoje "nie".

Dzisiaj stoję przed wyborem formy.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Gretchen

Już nic nie dodam. Wszystko to racja. I czasami spora bezsilność człowieka bierze na to wszystko.

Wpisuję się też, bo jakoś ten mechanizm obecności bez komentowania...Nigdy nie wiem, czy to działa:) To znaczy, że Autor wie, że ktoś tu jest obecny, mimo braku tych kilku literek, co ucieszyć potrafią jakoś:)

Pozdrowienia i dobranoc

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Bezsilność jest najtrudniejszym spośród trudnych uczuć. Nikt jej nie lubi biedaczki.

Dla mnie to miłe, wyjątkowo miło specjalne, gdy ktoś obecny wystuka kilka słów. Nie z próżności.
Pisałam kiedyś o tym na txt do Merlota.

Za Twoją obecność dziękuję.

Dobrej nocy pozdrowionej.

Jakub Niemczynowicz pisze...

Dla mnie przyjemnością jest tu zajrzeć i przeczytać, co masz nam do napisania Gretchen:)

Czasami tylko, słowa nie za bardzo dają się przelać na ten internetowy papier. Grzęzną gdzieś, a gdy się już uwolnią z objeć pewnej obawy, czy aby będą właściwe i na swoim miejscu, to powstaje mniej więcej taki komentarz, jak ten mój teraz:)

A teraz już naprawdę zmykam, bo nowy dzień zbliża się dramatycznie szybko jakoś:)

Gretchen pisze...

Partyzancie,

Bywają słowa bardziej ugrzęźnięte,
bywają wypowiedziane gładko, lecz kłamią.

Czy ktoś obiecywał, że świat będzie prosty?

Supełkuj dowolnie.

Dobrej nocy.

:)