No tak, dzień chwały i wolności był, i był tylko jeden. Praktycznie było ich kilkanaście, ale nic to wszystko warte nie jest.
W poniedziałek nadszedł Neokier z wieścią, że Derekcja zmieniwszy zdanie, bo policzywszy i wyszedłwszy jej z kalkulatora, że albo biorę ćwiartkę, albo mam się wynosić z powodu, że moje cztery dziesiąte (skracając: dwie piąte) nie mieszczą się we wspomnianym kalkulatorze.
Na moje podanie nie dostałam słowa odpowiedzi, jedynie ustne przekazanie przez Neokiera, że mogę zrobić jak nakazują, albo...
Zagotowałam się i to jest zapewne najdłuższe wrzenie od czasów, w których wrzałam ostatnio, co nie jest zbyt długo. Nadal się gotuję.
Prawdę mówiąc w ogóle nie wiem po co ja to piszę, pisać o tym mi się już nie chce. Przecież można to wszystko zamieścić w jednym zdaniu i tyle, a ja tutaj sobie niby snuję, że opowieść jakaś ma wyniknąć.
Nie ma opowieści. Jest tylko walenie w rogi ludzi, którzy latami budowali renomę naszego posterunku, jest manipulacja, ukrywanie intencji, krętactwo i syf.
Trochę mnie śmieszy, że to wszystko sprowadziła, na swoją i reszty głowę, jedna z koleżanek, która chciała mieć zaznajomionego szefuńcia a koleżanka ta walczyła ze mną dzielnie latami, ale jak już tak na to wszystko patrzę, to nawet mi jej żal.
Może być, że wyleci w pierwszej turze all inclusiv.
Przychodzi lekko podstarzały samiec, z pretensjami, że nie jest alfa i nigdy nie będzie, a przecież reinkarnacją pocieszać go nie będę. Tym bardziej, że nie widzę tendencji progresywnej, ale mniejsza z tym. Przychodzi. Nie pyta, nie rozejrzy się nawet, bo oto spełniło się marzenie jego życia! Został kerownikem posterunku! Raaaaaany!
I ten gość ewidentnie onanizuje się, w ujęciu psychologicznym na szczęście, osiągniętą pozycją, bezkresnym oceanem możliwości jakie pod koniec życia zawodowego przed nim się rozpostarły, władzą, mocą i takimi tam co mężczyźni zazwyczaj lubią, choć nie każdy zaraz adekwatnie sytuację czyta.
Oto bowiem nasz Neokier, w swojej nagle i niespodziewanie odzyskanej samczości, gówno wie i jeszcze mniej rozumie. Widzę to, i najbardziej na świecie cieszy mnie możliwość wrzucenia jednego zdania, które powoduje, że powietrze z niego uchodzi jak z balonika.
Ja mam zły charakter, tylko czasem się ukrywam.
Z drugiej strony jednak, jak się wkracza w zespół ludzi pracujących ze sobą od lat, którym udało się stworzyć coś co działa, co ludziom pasuje, co budzi szacunek wśród pacjentów, a się nie umie nad tym pochylić to jest się dupa, a nie żołnierz.
Jak się nie wie NIC o zakontraktowanych usługach, a sięga się gdzie wzrok nie sięga, to jest się młokosem z właściwą młokosowi naiwnością.
Ale nade wszystkim, pozostając kamerdynerem nie powinno się siadać w fotelu prezesa, bo to żałosne jest dość i brzydko pachnie.
Mali mężczyźni są najgorsi.
Jemu się wydaje, że tego wszystkiego nie widać i to jest najbardziej żałosne. No dobrze, może jeszcze bardziej żałosne jest to, że nie chcąc powiedzieć jak będzie, czy co planuje, mówi
nie wiem.
Wczoraj:
On: Derekcja policzyła [
coś okropnie dużo tam liczą ostatnio] i oznajmiła mi, że liczba etatów ma wynosić 4.
Gretchen: Cztery?
On: Tak, cztery. Tyle wystarczy.
Gretchen: Jak zamierzasz zmieścić osiem osób, blisko osiem etatów, w czterech etatach?
On: ekhm... no... ekhm... Tak policzyła przy mnie derekcja...
Gretchen: Co to oznacza?
On: Nie wiem... ekhm...
Gretchen: Moim zdaniem to oznacza redukcję zatrudnienia w połowie, tak mniej więcej, bo to wynika z matematyki. Tak będzie?
On: Nie wiem...
Nie wie! Kłamie, albo jest idiotą. Nie lubię idiotów. Kłamców mogę lubić o tyle, o ile kłamią pięknie, ale to też nie jest ten przypadek.
Chłopaczyna prowadzona jak cielę, bo mu rozbłysła gwiazda, czy inna kometa.
Wiem, wiem, zionę jadem.
Tydzień temu okazało się, że nasza rejestracja nie może się tak nazywać, bo się Neokierowi kojarzy z obozem koncentacyjnym. Zaproponował nadanie nazwy “pokój pierwszego kontaktu”. Pozwoliłam sobie na uwagę, że jeśli już można otwarcie mówić o skojarzeniach, to mojej skromnej osobie “pokój pierwszego kontaktu” kojarzy się seksualnie.
Ostatecznie kwestię przełożono na przyszłość.
Zapewne tę, w której nie będzie mnie, z moimi komentarzami.
Dodatkowo nasz Neokier rozgrywa sprawę po mistrzowsku, na pewnym poziomie: każdemu mówi co innego, już ma faworytę, coś powie i się wycofa, używa zwrotów typu “my”, że niby zespół i on, udaje zainteresowanie, niczego nie przesądza, gdyż każda sprawa jest do rozstrzygnięcia przez my. Przyciśnięty wyduka nie wiem.
Jeszcze mamy tę Kobietę Rejestrującą, zatrudnioną uczciwie i wedle kompetencji, tylko nie wiedzieć czemu jest z Derekcją na po imieniu. Zapewne zbieg okoliczności.
Dziewczyna pracuje trzy tygodnie, a ma wyższą pensję niż terapeuci. Kolejny zbieg okoliczności.
Ponieważ ma wykształcenie psychologiczne, to zaraz się ją wyśle na szkolenia dla terapeutów, bo to przecież żadna przeszkoda takie zatrudnienie administracyjne, a nie merytoryczne.
Niektórym to się okoliczności zbiegają, że miło popatrzeć.
Jak ja nienawidzę czegoś takiego. Krętactwa, rżenia uczciwym ludziom w pysk, bo złodziejstwo ma większą siłę przebicia i lepiej jest umiejscowione. Nienawidzę.
Aktualnie robię, żadna to nowina, za wioskową wariatkę, która popadniętą będąc w paranoję, kręci się jak bączek i kasandrzy. Może tu jest jakiś moment krytyczny.
Ludzie, z którymi pracowałam uznali mnie za źródło zła. Kiedy dzisiaj, jako jedyna, wprost bronię przeszłości posterunku, to mają dysonans poznawczy, pardą.
Neokier z pewnością ma dane z Centrali i na moje oko to najlepiej byłoby się mnie pozbyć.
Najlepsza Szefowa jest na zwolnieniu, bo konsekwencje zawsze człowieka dościgną, a do tego umarła jej mama. Umówmy się zresztą, że jej też lepiej się pozbyć.
A ja, waham się między walnięciem drzwiami, a zatrzymaniem ćwiartki, żeby nie było debilizmowi zbyt komfortowo... I raz jestem za jednym, a raz za drugim.
Trudno mi patrzeć, mimo wszystko, jak te wszystkie lata budowania idą precz.
Trudno, choć mam już swoje miejsce.
Trudno, bo to też było moje.
Nie tak przecież dawno wszyscy byliśmy cudownym zespołem ludzi, którzy pomagając innym, byli razem.
Jaki byłby sens tej walki dzisiaj? I o co ona by się toczyła?
Chyba nie umiem się pogodzić z tym, że idąc w swoją stronę, daję przyzwolenie, że odpuszczam, że z czymś dla mnie ważnym ktoś zrobi, co zechce.
A to przecież nie jest moje, jest elementem większej układanki.
Praw fizyki pan nie zmienisz, nie bądź pan głąb.
- Ciebie Gretchen też się to tyczy - mruknęła Druga.
- Dawno nie rozmawiałyśmy...
- To nie ten tekst Gretchen, pogadamy kiedy indziej.